niedziela, 11 stycznia 2015

The Maze Runner

  Pierwszy post w tym roku będzie zawierał małą recenzję  ^^ Czemu akurat wybrałam ten tytuł? Nie tylko dlatego, że to dobry film i obejrzałam go już... pięć razy. Tak, naprawdę bardzo mi się spodobał
i jest zdecydowanie jednym z mych ulubionych tytułów zeszłego roku, ponadto, z łatwością plasując się na szczycie listy moich faworytów wśród filmów ogółem.



Co szczególnie przypadło mi do gustu? Kilka aspektów. Mianowicie, bohaterowie. Każda postać była wyrazista, z charakterem i osobowością, a sama gra aktorska była świetna. Kolejną miłą rzeczą był duch przygody, trzymanie widza w napięciu i tajemnice. Wiele pytań bez odpowiedzi, intrygujące sny głównego bohatera, niebezpieczeństwo czające się w labiryncie, wytrwałość ludzi, którzy żyli w Strefie. Ich braterstwo, trzymanie się razem, przestrzeganie zasad i szanowanie siebie nawzajem.
Gdy pierwszy raz zobaczyłam trailer Więźnia Labiryntu, to wiedziałam, że muszę to zobaczyć w kinie, choćby nie wiem co. Spodobał mi się pięknie wykreowany przez twórców labirynt i cały świat filmu. Zaciekawiły mnie stwory, czyhające na streferów, akcja, chęć ucieczki, życie w Strefie i... Azjata? Myślałam, że się przewidziałam, gdy zobaczyłam go w zapowiedzi. Ale on faktycznie tam był, co więcej, był Koreańczykiem i tym bardziej musiałam zobaczyć W.L. na wielkim ekranie. Na szczęście się nie zawiodłam, gdyż było warto pójść na tę ekranizację do kina...
Co najbardziej zapadło mi w pamięci? Oczywiście jeden z głównych bohaterów... Minho. Nie był tak, jak w wielu amerykańskich filmach, zwykłym, dajmy na to, kujonkiem znającym się tylko na komputerach, nie był szefem mafii, nie był też gościem potrafiącym skopać komuś tyłek dzięki kilku ruchom świetnie opanowanej sztuki walki czy nie cechował się tym, iż należał do postaci pobocznych. Wręcz przeciwnie. Minho została przydzielona rola opiekuna Zwiadowców. Był najszybszy, najodważniejszy, inteligenty i do tego niezwykle charyzmatyczny. Potrafił przyciągnąć uwagę widza. Jego siła, otwartość i determinacja zachowały się w mojej pamięci.


Lee Ki Hong, bo tak naprawdę brzmi imię Minho, grywał kiedyś w komediowych serialikach a jego postać miała zazwyczaj problem ze znalezieniem sobie dziewczyny. Rola niezwykle ambitna... Na szczęście, mimo tego, został zauważony i zagrał w tak cenionej i wielkiej produkcji jakim jest Więzień Labiryntu. Kto czytał książkę, ten wie, jak istotny jest jego bohater. Jakim ważnym jest choćby przyjacielem dla Thomasa. Zresztą, nawet poza planem pan Lee i Dylan O'Brien się zaprzyjaźnili, a z pozostałymi aktorami tworzą zgraną paczkę. 
Myślę, że nie tylko miłośnicy przygód obejrzeliby ten film, ale również fani K-popu. No bo czy to nie radocha, oglądać mężnego Koreańczyka na wielkim ekranie? ;3 Ten przystojniak będzie chyba już zawsze kojarzony z błękitną koszulą, nienaruszalną, idealną grzywą i nadzwyczajną zwinnością. 
Przynajmniej w moim mniemaniu. 


W każdym bądź razie, polecam obejrzeć ten film z jakimiś dobrymi napisami (mowa o tych, którzy jeszcze nie mieli okazji go zobaczyć), bo lektor wszystko, delikatnie mówiąc, spłaszczył... Mam jednak cichą nadzieję, że powstanie drugie tłumaczenie z innym lektorem. 
O czym mówię? Między innymi o Bóldożercach. Taka nazwa pojawiła się w książce i w polskich napisach w kinie. Co z tego, skoro w tłumaczeniu z lektorem usłyszymy... "Dozorcy". Taa... Moje pierwsze skojarzenie, to starsi panowie nawalający miotłami i mopami, a śmierć w labiryncie jest wynikiem utopienia danego strefera w plastikowym wiadrze z wodą... Także, gratulujemy pomysłowości. Gdy pada słowo "dozorca'', to przecież oczywiste, że wszyscy drżą i boją się mieć z nim styczność. Klapa na całej linii.
Kolejnym przykładem jest nazwa choroby. Kto obeznany w temacie, wie, że mówię o okropnej, wyniszczającej człowieka, Pożodze... Samo to określenie - Pożoga, kojarzy się z czymś wstrętnym, 
z epidemią... W filmie z lektorem usłyszmy... Pochodnia... Cóż, to słowo naprawdę przyprawia 
o dreszcze. Następny ''genialny'' pomysł. 
Wyłapałam jeszcze kilka innych oryginalnych określeń, ale już nie będę o tym pisać. Po prostu wolę polecić ten film z napisami prawdziwego tłumacza, który zna się na rzeczy i nie odwali chały, a kawał dobrej roboty. Natomiast, gdy skusiłam się na lektor, byłam nieźle zawiedziona i zirytowana głupimi, mącącymi klimat nazwami. 
Sam film jest świetny i naprawdę wart zobaczenia. Polecam zarówno go, jak i samą książkę. Nie tylko ze względu na fajną przygodę i masę tajemnic, nie dających spokoju, ale i dla... Minho. 
Gdy w mojej głowie pojawia się imię Minho, to wcale nie myślę o chłopaku z SHINee czy o słynnym aktorze o nazwisku Lee. Nie, przed oczami pojawia mi się od razu Koreańczyk w błękitnej koszuli 
z pięknym uśmiechem. Zdobył moje serce we wrześniu i do dziś się go trzyma. 
A teraz tylko pozostaje czekać na drugą część, która ukaże się już jesienią tego roku ^^ 

0 komentarze:

Prześlij komentarz