Krwawe Łowy, rozdział IV

*Sunggyu*



- Co się stało z drzwiami? – ledwo trzymały się na zawiasach. Ktoś z potężną siłą otworzył je na 
oścież. – Wszedłem ostrożnie do mieszkania tknięty złymi przeczuciami – I czemu jest tutaj tak przeraźliwie zimno? – chłód, jaki poczułem był nieznośny – Matko boska!
- Gyu? Co jest? – Hoya wraz z Dongwoo zaraz do mnie dołączyli.
- O jezu! Ile szkła! Poszła cała szyba! – Dongwoo był przerażony, zresztą nie tylko on.
  Wyglądało jakby doszło tutaj do wybuchu bomby. W trzech okiennych ramach wisiały gdzieniegdzie ostro zakończone odłamki szkła. Niektóre spadały na moich oczach przez silniejszy powiew wiatru na dworze. Jedynie drzwi balkonowe były choć w połowie całe. Podłoga lśniła od tysięcy, może milionów kawałeczków rozbitych szyb.
  Ten widok przerażał. Wręcz paraliżował. Patrzyłem na te wielkie dziury, wyglądem przypominające rozwarte paszcze potworów. Upiorne kły ledwo trzymały się na swoim miejscu.
  Rozejrzałem się wokoło. Czegoś tu brakowało.
  A raczej kogoś…
  Zlał mnie zimny pot.
- Gdzie są chłopaki? – przełknąłem ślinę patrząc na raperów.
- Właśnie! Jezu Chryste!– Dongwoo spanikowany zaraz pobiegł sprawdzić, czy gdzieś się nie ukrywają. Może schowali się w bezpiecznym miejscu i niepewni, wciąż bali się wyjść?
  Ale co tu się do cholery wydarzyło?! Pojęcia nie miałem, co lub kto wybił nam wszystkie okna. Choć było to dla mnie wstrząsające, ważniejsi byli teraz nasi przyjaciele.
  Zajrzałem do kuchni i głównej łazienki. Nie znalazłem ich. Hoya z Dongwoo poinformowali mnie o tym samym. Ani śladu po Jongim i Woohyunie.
  Wtedy spanikowałem jeszcze bardziej. A jeżeli coś im się stało? Jeżeli ktoś ich porwał? Skrzywdził?
  Nie, tak nie mogło być. Na pewno byli cali i zdrowi.
- Co teraz? – zapytał Hoya – Może jednak uciekli?
- Miejmy nadzieję! – pokiwałem szybko głową i zwróciłem wzrok na puste ramy - Za cholerę nie mam pojęcia co tu się stało i kto mi dał taką cudowną możliwość kupienia wymarzonych okien ze złotymi wstawkami! – wskazywałem obiema rękami na ogromniaste dziurska – No kurde, nawet nie zdążyłem mu podziękować!
- Dobrze, że odnajdujesz w tym jakieś plusy – Hoya, czochrając się po głowie, patrzył na lśniącą podłogę, którą z pewnością nie miałem zamiaru zamiatać.
- Infinity! – usłyszałem nagle głos JB. Migiem zjawił się w salonie.
- Jae? – szczerze zdziwiłem się, że tak nagle zmaterializował się tuż obok mnie.
- Posłuchaj, stary. Mamy kłopoty. Musimy być ostrożni, jak nigdy dotąd. Raphael czeka na was w moim mieszkaniu.
- Ale co się dzieje? Czy te kłopoty zaczęły się… - wskazałem na puste ramy okien – od tego?
- Dokładnie – skinął szybko głową – do waszego mieszkania wpadł wampir. Możliwe, że nie był to jednorazowy przypadek.
- Wampir? – zamrugałem kilka razy – No żeby go pokręciło! To już nie można drzwiami wejść, tylko po balkonach wskakiwać jak małpa na drzewa? Kurde, no zobacz, co ten gad narobił. Tydzień sprzątania czeka moich chłopaków – kręciłem głową.
- A ty Gyu nie zamie… - zaczynał Dongwoo, ale uciszyłem go podnosząc szybko rękę.
- Ja mam za słaby wzrok, nie wyłapię tych wszystkich kawałeczków.
- Ale…
- Będę nadzorować. Zamówię też nowe okna. I to dzisiaj, koniecznie, bo uświerkniemy. Kurde, nie wiedziałem, że tak szybko będę mógł sobie pozwolić na moje wymarzone szybki. Życie jest cudowne i pełne niespodzianek – pociągnąłem nosem, patrząc na kolejny odpadający od ramy fragment szkła.
- Ale, Gyu…
- Dongwoo – widziałem kątem oka, jak Hoya położył mu rękę na ramieniu – nie wiesz, że w takich chwilach Sunggyu przyznaje, że ma naprawdę bardzo małe oczy i musi trochę powyrzucać z siebie sarkazmów, by nie wpaść w furię?
- No tak, zapomniałem – westchnął głęboko.
- Woohyun i Jongie są bezpieczni– wtrącił JB – uciekli do mnie, gdy wampir wpadł do waszego mieszkania.
- To dobrze… - odetchnąłem z ulgą – a ten jegomość?
- Zasztyletowany – uniósł kciuk w górę z szerokim uśmiechem.
- Moja krew – przytuliłem go z wdzięcznością – bo jakby trafił na mnie, podejrzewam, że nie skończyłby w jednym kawałku…
- Skończyłby jak nasze okna – usłyszałem dobre podsumowanie Hoyi.


0 komentarze:

Prześlij komentarz