Przebrałem się już w czarny strój od stóp do głów, a na łóżku położyłem przygotowaną na później skórzaną kurtkę. Pomasowałem się po wcześniej draśniętym przez demona miejscu, nie bolało, ale wspomnienie zostało. To było okropne i co tylko spojrzę w stronę łazienki, przechodzą mnie dreszcze.
Popatrzyłem po pozostałych. Jackson prowadził ożywioną rozmowę z Eunji, Gyu omawiał dzisiejszą nocną wyprawę z Hoyą włącznie z Markiem, a reszta siedziała u siebie. Hyunwoo zapewne jeszcze chciał zająć myśli jakimiś innymi przyjemnymi rzeczami czy choćby pogawędką z chłopakami, dlatego nie dziwiło mnie, że nie dołączył się do rozmowy tej trójki.
Rozejrzałem się raz jeszcze, ale nigdzie nie dostrzegłem Jiyeon. Za każdym razem potrafiła dodać mi otuchy, więc postanowiłem, że spędzę w jej towarzystwie trochę czasu nim wyruszę na tę misję.
Gdy szedłem do jej pokoju, wciąż zastanawiałem się, jak my tam właściwie wejdziemy… Pytałem o to resztę, ale Hoya z tajemniczym uśmiechem powiedział, że o wszystko zadbał i nie musimy się już tym faktem przejmować. Dopytywałem, co zrobił, ale odpowiadał tylko, iż przeszedł się tam i przejście do piwnicy nie będzie stanowiło żadnego problemu. Intrygował mnie, ale przecież za dwie godziny dowiem się, co takiego wykombinował nasz drogi przyjaciel.
Zapukałem lekko do drzwi i wszedłem do środka.
— Cześć JB, widzę, że stresik cię nie opuszcza. — Odetchnęła, prostując się i kończąc usypywać krąg wokół drugiego łóżka. Podeszła do mnie z lekkim, smutnym uśmiechem. — Gdyby ode mnie to zależało, żaden z was by tam nie szedł, bo cholera jedna wie, co was tam może spotkać. — Oparła ręce o biodra, kręcąc głową.
— Sam się tego obawiam, ale nic nie zrobimy. Musimy doprowadzić tę sprawę do końca. Damy radę. — Pokazałem jej kciuk w górę z szerokim uśmiechem. — Mamy doświad… eee…
— Doświadczenie? Z czym? — Zbliżyła się z wyraźnym zainteresowaniem w oczach.
— Zjawiska paranormalne nie są nam obce i mam wrażenie, że tobie również. — Złożyłem ręce na piersi, ciekaw, co odpowie.
Uniosła jeden kącik ust.
— Zgadza się. Miałam z tym i owym już do czynienia. — Odeszła kawałek, żeby wyrzucić pustą torebkę po soli.
— Czy w „tym i owym” swoje miejsce na liście zajęły demony?
— One nie, ale… — Stała do mnie tyłem i zamilkła nagle, patrząc w ścianę. Chyba było to dość ciężkie wspomnienie. A może myślała, że w to nie uwierzę? Wiele już widziałem, wiele też usłyszałem od Raphaela, który był naszym niezastąpionym przewodnikiem po świecie pełnym niezwykłych istot, duchów czy bóstw. I… gdyby wiedziała, kim naprawdę jestem… i nie, nie mam na myśli kariery piosenkarza. — To trochę porąbane — zaśmiała się nerwowo.
Podszedłem do niej i wychyliłem się, by zobaczyć jej twarz.
— Jak bardzo porąbane? — Patrzyłem jej w oczy, a ona po chwili spojrzała w moje.
— Czy coś, o czym czytasz, albo możesz zobaczyć w filmach ma prawo w ogóle istnieć?
Zagapiłem się na nią, zastanawiając się, o czym dokładnie mówi. Westchnęła i odwróciła się do mnie, opierając się o ścianę.
— Powiem ci coś, Jae. Jak widzisz, jestem Koreanką, ale mieszkam w Stanach od urodzenia i tutaj mam pracę. Moja rodzina wróciła do Korei kilka lat temu i do dzisiaj tam mieszkają. W pewne wakacje ich odwiedziłam. — Znów patrzyła przed siebie, wracając zapewne wspomnieniami do tamtego wydarzenia. — Mojego tatę spotkało coś bardzo, bardzo dziwnego. Gdyby nie ludzie, którzy akurat przechodzili obok zaułka, w którym go zaatakowano, być może mógłby nawet zginąć.
— Kto go napadł? — zapytałem ze współczuciem.
— Nie kto a co, w tym sęk. — Spojrzała mi ponownie w oczy. — Wyglądało jak mężczyzna, ale mimo ciemności, tata dostrzegł jego koszmarną, niemal zwierzęcą twarz i długie kły.
Otworzyłem tak szeroko oczy, że niemal wyskoczyły mi z orbit. O cholera…
— Kto go uratował? — To pytanie okropnie ciężko przeszło mi przez gardło.
— Wspominał coś o grupce chłopaków. Pojawili się i gdy tylko załatwili to coś, znikli. Może i był przerażony i było wówczas ciemno, jednak do dziś uważa i całym sobą w to wierzy, że tamtej pechowej nocy zaatakował go wampir, a życie uratowały mu anioły.
Patrzyłem na nią z rozdziawionymi ustami i cudem je zamknąłem, odwracając od niej głowę. Przez mózg przeszedł mi taki nawał myśli naraz, że chwila moment i mógłby zaraz eksplodować. Wampir w zaułku i cudem uratowany mężczyzna. Wampir, który został zgładzony. Wampir, który przynależał do rodu wielkich Verturi. Przez tę właśnie istotę musieliśmy walczyć z samym lordem tego klanu i przez nią zaczęła się przygoda z innymi wieloma wampirami. Tymi dobrymi, jak szef NOVIGO oraz z tymi noszącymi na swych szyjach kamienie szlachetne oraz przede wszystkim z dzikimi i niebezpiecznymi potworami.
Mężczyzna, którego uratowaliśmy był ojcem Jiyeon. Matko boska! Jak?! To właśnie jest przeznaczenie czy mózg z tego szoku zdążył mi już eksplodować? Boże… Musiałem sobie usiąść, bo nogi odmówiły mi posłuszeństwa.
— JB? Wszystko dobrze? Źle się czujesz? — Zatroskana usiadła obok, obejmując mnie.
— Tak… to… po prostu niezwykłe, wiesz — Kiwałem głową z uśmiechem. — po prostu mnie zszokowałaś. Niewiarygodne, że takie istoty chodzą po Ziemi.
Patrzyła na mnie dłuższą chwilę. Może wyczuła, że coś wiem, że wcale nie jest dla mnie niczym dziwnym wampir szlajający się po mieście i atakujący niewinnych, bezbronnych ludzi.
— Mnie samej ciężko było w to uwierzyć, ale widziałam jak pewny był swojego zdania, więc uwierzyłam mu. Jako jedyna. — Westchnęła — Młodsza siostra i matka uważały, że przywidziało mu się, że ze strachu i szoku umysł płatał mu figle. A ty, Jae? Wierzysz? — Jej spojrzenie wypełniała nadzieja i niezwykła intensywność.
— Oczywiście — odparłem od razu, wziąłem ją za dłoń i pogładziłem delikatnie kciukiem.
— Dziękuję — odpowiedziała z wyraźną ulgą, przytulając się. — Czułam, że tobie mogę o tym powiedzieć. — Objęła mnie mocniej, a ja bez wahania, z przyjemnością drugą ręką głaskałem ją po włosach.
— A ja dziękuję za zaufanie. — Westchnąłem, zastanawiając się, jak można mieć aż tak miękkie włosy…
Podniosła głowę, splotła palce u naszych dłoni i przez dłuższą chwilę patrzyła na mnie, nim przysunęła się i obdarowała mnie czułym, długim całusem. Był wspaniały… Najpierw spokojny, nieśmiały, ostrożny, jakby nie wiedziała, czy może sobie na to pozwolić. Gdy poczuła, że jako pierwszy musnąłem jej wyraźnie spragnione wargi, od razu zrozumiałem, że jej pewność siebie znacznie wzrosła. Mocniej chwyciła mnie za dłoń, pogłębiając jednocześnie pocałunek, sprawiając, że zmieniał się ze słodkiego w coraz bardziej namiętny, gorący przepełniony wręcz żarliwością. Nasze usta współgrały ze sobą znakomicie, sprawiając nam obojgu wspaniałą rozkosz z pozornie zwykłego buziaka.
Posadziłem ją sobie okrakiem na kolanach, aby było nam wygodniej. Objęła mnie mocno, przywierając całym ciałem w tym samym czasie z czułością, będącą kontrastem dla naszego całusa, głaskała moje włosy. Nasze oddechy przyspieszyły, nadając tempa i ostrości wymienianym przez usta pieszczotom. To było cholernie uzależniające. Nie mogłem się od niej odsunąć. Chciałem, by ta chwila trwała w nieskończoność.
— A więc tak smakujesz… — stwierdziła po długim czasie i westchnęła ciężko, opierając z uśmiechem czoło o moje, by patrzyć mi prosto w oczy. Głaskałem jej plecy, napawając się w pełni, że wreszcie mogę być tak blisko jej.
— Byłaś tego ciekawa? — Posłałem jej cwany uśmiech, skradając szybkiego całusa.
— Niemal od samego początku, przystojniaku. – Puknęła mnie w nos, a już po chwili ponownie wpiła mi się w usta, nim cokolwiek zdążyłem odpowiedzieć.
Mówiłem coś, że Jiyeon za każdym razem potrafiła mi dodać otuchy przed różnymi misjami? Ten raz był najlepszy ze wszystkich…
— Cześć JB, widzę, że stresik cię nie opuszcza. — Odetchnęła, prostując się i kończąc usypywać krąg wokół drugiego łóżka. Podeszła do mnie z lekkim, smutnym uśmiechem. — Gdyby ode mnie to zależało, żaden z was by tam nie szedł, bo cholera jedna wie, co was tam może spotkać. — Oparła ręce o biodra, kręcąc głową.
— Sam się tego obawiam, ale nic nie zrobimy. Musimy doprowadzić tę sprawę do końca. Damy radę. — Pokazałem jej kciuk w górę z szerokim uśmiechem. — Mamy doświad… eee…
— Doświadczenie? Z czym? — Zbliżyła się z wyraźnym zainteresowaniem w oczach.
— Zjawiska paranormalne nie są nam obce i mam wrażenie, że tobie również. — Złożyłem ręce na piersi, ciekaw, co odpowie.
Uniosła jeden kącik ust.
— Zgadza się. Miałam z tym i owym już do czynienia. — Odeszła kawałek, żeby wyrzucić pustą torebkę po soli.
— Czy w „tym i owym” swoje miejsce na liście zajęły demony?
— One nie, ale… — Stała do mnie tyłem i zamilkła nagle, patrząc w ścianę. Chyba było to dość ciężkie wspomnienie. A może myślała, że w to nie uwierzę? Wiele już widziałem, wiele też usłyszałem od Raphaela, który był naszym niezastąpionym przewodnikiem po świecie pełnym niezwykłych istot, duchów czy bóstw. I… gdyby wiedziała, kim naprawdę jestem… i nie, nie mam na myśli kariery piosenkarza. — To trochę porąbane — zaśmiała się nerwowo.
Podszedłem do niej i wychyliłem się, by zobaczyć jej twarz.
— Jak bardzo porąbane? — Patrzyłem jej w oczy, a ona po chwili spojrzała w moje.
— Czy coś, o czym czytasz, albo możesz zobaczyć w filmach ma prawo w ogóle istnieć?
Zagapiłem się na nią, zastanawiając się, o czym dokładnie mówi. Westchnęła i odwróciła się do mnie, opierając się o ścianę.
— Powiem ci coś, Jae. Jak widzisz, jestem Koreanką, ale mieszkam w Stanach od urodzenia i tutaj mam pracę. Moja rodzina wróciła do Korei kilka lat temu i do dzisiaj tam mieszkają. W pewne wakacje ich odwiedziłam. — Znów patrzyła przed siebie, wracając zapewne wspomnieniami do tamtego wydarzenia. — Mojego tatę spotkało coś bardzo, bardzo dziwnego. Gdyby nie ludzie, którzy akurat przechodzili obok zaułka, w którym go zaatakowano, być może mógłby nawet zginąć.
— Kto go napadł? — zapytałem ze współczuciem.
— Nie kto a co, w tym sęk. — Spojrzała mi ponownie w oczy. — Wyglądało jak mężczyzna, ale mimo ciemności, tata dostrzegł jego koszmarną, niemal zwierzęcą twarz i długie kły.
Otworzyłem tak szeroko oczy, że niemal wyskoczyły mi z orbit. O cholera…
— Kto go uratował? — To pytanie okropnie ciężko przeszło mi przez gardło.
— Wspominał coś o grupce chłopaków. Pojawili się i gdy tylko załatwili to coś, znikli. Może i był przerażony i było wówczas ciemno, jednak do dziś uważa i całym sobą w to wierzy, że tamtej pechowej nocy zaatakował go wampir, a życie uratowały mu anioły.
Patrzyłem na nią z rozdziawionymi ustami i cudem je zamknąłem, odwracając od niej głowę. Przez mózg przeszedł mi taki nawał myśli naraz, że chwila moment i mógłby zaraz eksplodować. Wampir w zaułku i cudem uratowany mężczyzna. Wampir, który został zgładzony. Wampir, który przynależał do rodu wielkich Verturi. Przez tę właśnie istotę musieliśmy walczyć z samym lordem tego klanu i przez nią zaczęła się przygoda z innymi wieloma wampirami. Tymi dobrymi, jak szef NOVIGO oraz z tymi noszącymi na swych szyjach kamienie szlachetne oraz przede wszystkim z dzikimi i niebezpiecznymi potworami.
Mężczyzna, którego uratowaliśmy był ojcem Jiyeon. Matko boska! Jak?! To właśnie jest przeznaczenie czy mózg z tego szoku zdążył mi już eksplodować? Boże… Musiałem sobie usiąść, bo nogi odmówiły mi posłuszeństwa.
— JB? Wszystko dobrze? Źle się czujesz? — Zatroskana usiadła obok, obejmując mnie.
— Tak… to… po prostu niezwykłe, wiesz — Kiwałem głową z uśmiechem. — po prostu mnie zszokowałaś. Niewiarygodne, że takie istoty chodzą po Ziemi.
Patrzyła na mnie dłuższą chwilę. Może wyczuła, że coś wiem, że wcale nie jest dla mnie niczym dziwnym wampir szlajający się po mieście i atakujący niewinnych, bezbronnych ludzi.
— Mnie samej ciężko było w to uwierzyć, ale widziałam jak pewny był swojego zdania, więc uwierzyłam mu. Jako jedyna. — Westchnęła — Młodsza siostra i matka uważały, że przywidziało mu się, że ze strachu i szoku umysł płatał mu figle. A ty, Jae? Wierzysz? — Jej spojrzenie wypełniała nadzieja i niezwykła intensywność.
— Oczywiście — odparłem od razu, wziąłem ją za dłoń i pogładziłem delikatnie kciukiem.
— Dziękuję — odpowiedziała z wyraźną ulgą, przytulając się. — Czułam, że tobie mogę o tym powiedzieć. — Objęła mnie mocniej, a ja bez wahania, z przyjemnością drugą ręką głaskałem ją po włosach.
— A ja dziękuję za zaufanie. — Westchnąłem, zastanawiając się, jak można mieć aż tak miękkie włosy…
Podniosła głowę, splotła palce u naszych dłoni i przez dłuższą chwilę patrzyła na mnie, nim przysunęła się i obdarowała mnie czułym, długim całusem. Był wspaniały… Najpierw spokojny, nieśmiały, ostrożny, jakby nie wiedziała, czy może sobie na to pozwolić. Gdy poczuła, że jako pierwszy musnąłem jej wyraźnie spragnione wargi, od razu zrozumiałem, że jej pewność siebie znacznie wzrosła. Mocniej chwyciła mnie za dłoń, pogłębiając jednocześnie pocałunek, sprawiając, że zmieniał się ze słodkiego w coraz bardziej namiętny, gorący przepełniony wręcz żarliwością. Nasze usta współgrały ze sobą znakomicie, sprawiając nam obojgu wspaniałą rozkosz z pozornie zwykłego buziaka.
Posadziłem ją sobie okrakiem na kolanach, aby było nam wygodniej. Objęła mnie mocno, przywierając całym ciałem w tym samym czasie z czułością, będącą kontrastem dla naszego całusa, głaskała moje włosy. Nasze oddechy przyspieszyły, nadając tempa i ostrości wymienianym przez usta pieszczotom. To było cholernie uzależniające. Nie mogłem się od niej odsunąć. Chciałem, by ta chwila trwała w nieskończoność.
— A więc tak smakujesz… — stwierdziła po długim czasie i westchnęła ciężko, opierając z uśmiechem czoło o moje, by patrzyć mi prosto w oczy. Głaskałem jej plecy, napawając się w pełni, że wreszcie mogę być tak blisko jej.
— Byłaś tego ciekawa? — Posłałem jej cwany uśmiech, skradając szybkiego całusa.
— Niemal od samego początku, przystojniaku. – Puknęła mnie w nos, a już po chwili ponownie wpiła mi się w usta, nim cokolwiek zdążyłem odpowiedzieć.
Mówiłem coś, że Jiyeon za każdym razem potrafiła mi dodać otuchy przed różnymi misjami? Ten raz był najlepszy ze wszystkich…
0 komentarze:
Prześlij komentarz