Krwawe Łowy, rozdział II


* JB *



- Jackson! Mark! – zawołałem głośno.
- Co jest, stary? – zapytał młodszy z nich, gdy znaleźli się tuż obok.
- Musimy szybko działać. Jackson – odwróciłem się do niego – schowaj się z Bamim i Yumim, a ty Mark, zadbaj o Juniora i Youngjae. Migiem! – klasnąłem w dłonie, dając im do zrozumienia, że liczy się każda sekunda.
  Zaraz po tym, usłyszałem rozpaczliwe pukanie do drzwi. Pędem je otworzyłem i równie szybko zamknąłem.
- Jesteście cali?
- Można tak powiedzieć – odparł zdyszany Woohyun. Dostrzegłem u niego parę ran tu i ówdzie…
- Co się stało?
- Wpadł jak torpeda! Nie wiemy czego chce, ale idzie za nami.
- Rozumiem – nic z tego nie rozumiałem! Po kiego grzyba napadł ich jakiś powalony wampir?! – Ukryjcie się w łazience – powiedziałem szybko, jednocześnie nasłuchując, czy się nie zbliża.
- A ty? – zapytał wyraźnie przestraszony Sungjong.
- Zajmę się nim… Jakoś. W końcu te potwory nie lubią światła.
- Ale zauważ, że mamy dzień! – krzyknął Woohyun.
- Mojego światła nie cierpi żadna zła łachudra. Szybko, biegnijcie do łazienki.
- Uważaj na siebie – poklepał mnie i pędem ruszył z Jongim do wskazanego przeze mnie pomieszczenia.
  W mieszkaniu panowała kompletna cisza. Wszyscy się ukrywali, podczas gdy ja wszedłem do pokoju, który znajdował się najbliżej wyjściowych drzwi. Oparłem się o ścianę i czekałem.
  Silny odgłos uderzenia doszedł do mych uszu. Po chwili usłyszałem kolejny i jeszcze jeden. Łomot walenia był nieznośny. Ten łajdak grzmocił pięścią, aż po niedługiej chwili osłabiony zamek puścił, a on powoli wlazł do środka.
  Niespiesznie szedł przez przedpokój. Zapewne podążał za zapachem swych ofiar…
  Nagle stanął.
  I to tuż za ścianą, o którą się opierałem.
  Wstrzymałem oddech. Poruszałem palcami u jednej dłoni. Tworzyłem świetliste ostrze ze swej mocy. Potrzebowałem broni. Musiałem się jakoś bronić przed tym potworem.
  Wtem zrobił krok w tył.
  Ujrzałem jak jego stopa pojawia się w pokoju i staje na podłodze. Nie pozwoliłem mu się zaskoczyć. Z krzykiem, odbiłem się plecami od ściany i zaatakowałem. Wbiłem ostrze w jego klatkę piersiową.
  Wrzasnął, syknął i obrzucił mnie złowrogim spojrzeniem. Obnażył swe kły, po czym cisnął mną o podłogę.
  Teraz również krzyknąłem, ale tym razem z bólu. Z kolei on bez przerwy na mnie syczał. Jak jadowity wąż gotowy wstrzyknąć swoją truciznę.
  Nim z rykiem rzucił się na mnie, migiem się pozbierałem i uniknąłem ataku. Wybiegłem z pokoju, ledwo wyrabiając na zakręcie. Ściana pozwoliła mi wyhamować i prawie udałoby mi się wybiec z mieszkania, gdybym nie poczuł nagłego szarpnięcia za bluzę. Ponownie rzucił mną o podłogę. Tym razem ból był silniejszy.
  Znakomity z ciebie obrońca, Jaebum, nie ma co.
  Z jękiem podniosłem powoli głowę.
- Czego chcesz? – zapytałem.
  Pozbył się ostrza. Nie krwawił, co wcale nie było dziwne.
  Zbliżył się.
- Posilić się – wyszczerzył się w upiornym uśmiechu – mamy czas łowów. Słyszałem, że najlepiej polować na członków waszej „wyjątkowej” ekipy – drwiąco pokazał cudzysłów palcami.
- Co ty nie powiesz? – odparłem z nieukrywaną ironią. Wsparłem się na łokciach i nawet nie zdążyłem się podnieść, gdyż nagle chwycił mnie za ubranie tuż pod szyją i przybił mocno do ściany. Na tyle mocno, by ból w plecach znów dał o sobie znać. Chcąc nie chcąc, patrzyłem mu prosto w oczy.
- Twoja się nada… - obrzydliwie się oblizał i pochylił głowę, by móc zbliżyć się do mojej szyi.
- Odwal się! – szarpałem się, chciałem odsunąć tego gada, ale był zdecydowanie zbyt silny. Nieubłaganie jego gęba była coraz bliżej i bliżej…
- To nie potrwa długo. Nie wierć się – ten jego spokojny, opanowany ton doprowadzał mnie do szewskiej pasji!
  Poczułem jak musnął mnie tymi obleśnymi wargami…
  Ohyda!
- Puszczaj mnie! – obie dłonie rozświetliłem niemal białym światłem. Nagrzałem je tak, aby dotyk palił. By sprawiał ból.
  Uczepiłem się jego głowy i karku. Ryknął i z krzykiem się zatoczył. Zjechałem po ścianie. Stałem prosto, patrząc, czego dokonałem. Ujrzałem krwistoczerwony, nieco dymiący się ślad na jego skórze. O to chodziło…
- Ty bezczelny głupcze! – warknął i rzucił się do ataku. W samą porę odskoczyłem, a on z impetem przygrzmocił w ścianę. Huk, jaki się przy tym rozległ był imponujący. Bałem się nawet, czy nie będzie w niej jakiegoś wgłębienia.
 Odwrócił do mnie głowę. Lekko chwiał się na nogach. To był dobry znak.
- Nie tylko posilę się tobą, nędzna ludzka kreaturo – pochylony, ruszył powoli przed siebie. Przypominał dzikiego kota, ostrożnego, idącego bezszelestnie, ale z dużą pewnością siebie. – Sprawię, że pożegnasz się z tym światem. Zadbam, by było to bolesne – powoli oblizał się i ponownie obnażył kły.
  Jego wcale nie tak brzydka twarz, stała się teraz pomarszczona, szczególnie na nosie, a skóra jakby wyraźnie chropowata. Oczy natomiast pałały nienawiścią i była w nich przerażająca dzikość. Kompletnie się zmienił. Nie przypominał teraz człowieka.
  Budził strach. I to duży. Nie można było przewidzieć jego kolejnego ruchu. Będzie dalej szedł w moją stronę, czy raczej rzuci się, wyssie do cna i rozerwie na strzępy?
  Nie bardzo chciałem się dowiedzieć, jaka opcja mnie czeka. Musiałem być od niego szybszy.
  Stanął, zawarczał głośno i gardłowo. Poczułem nieprzyjemne ciarki na ciele.
  Wtem, z prędkością światła, zaatakował mnie i przybił do ściany.
  Zdążyłem jedynie krzyknąć.

1 komentarz:

  1. Niezła akcja :D nie mogę się doczekać dalszych losów JaeBuma♡ weny!:3

    OdpowiedzUsuń