Wieczorem spotkaliśmy się wszyscy klasycznie w pokoju moim i chłopaków. Jiyeon wraz z Eunji również nam towarzyszyły, bo i one dołożyły swoją cegiełkę do budowania historii tego miejsca. Zsumowaliśmy zebrane fakty, a dyskusja doprowadziła do wyszukiwania w necie, jak skutecznie pozbywać się złych duchów. Nie mogliśmy przecież użyć naszych mocy, choć naprawdę tak byłoby o wiele prościej, bo anielski pierwiastek, jakim obdarował nas Raph, mógł pomóc w przeganianiu paskudnych zjaw.
Niestety, ale musieliśmy być posłuszni naszemu stróżowi i nie pokazywać, nawet dziewczynom, kim jesteśmy i jakie zdolności posiadamy. A szkoda…
— Masz coś, stary? — Potarłem czoło, bo łeb zaczynał mi już dymić od nadmiaru tego… Wszystkiego. Czy to miało być gorsze niż wampiry? Chyba tak, bo w ich przypadku wystarczyło tylko kosić jednego za drugim, i uważać, żeby cię nie dziabnęli, a tutaj? Sprawa prezentowała się w bardziej złożony i skomplikowany sposób.
— A i owszem. Znacie Supernatural? — Mark rozejrzał się po pozostałych.
— Supernatural? — Yeoni aż się zachłysnęła. — Że też wcześniej o tym nie pomyślałam! — Klepnęła się w czoło.
— Co masz na myśli? — Zainteresował się Hoya.
— Uwielbiam ten serial i Winchesterowie nie raz, nie dwa musieli odsyłać duchy tam, gdzie ich miejsce. Mieli na to pewien sprawdzony patent. — Pochyliła się z uśmiechem i kontynuowała podekscytowana. — Należy znaleźć grób gnębiącej nas duszy, rozkopać go, szczątki posypać solą, oblać benzyną i podpalić. I bum! Nie ma ducha.
— Mnie w to proszę nie mieszać, ja się na to nie piszę. — Gyu uniósł ręce w geście kapitulacji.
— Ja też nie! — Ravi cały się wzdrygnął z grymasem na twarzy.
— Cóż... — Hyunwoo ze spokojem spojrzał na nas. — To niby tylko serial, ale może sposób jest dobry? Kto wie?
— Jeszcze poszukam i powiem wam, czy faktycznie będziecie musieli się w to bawić. — Mark parę razy zastukał w klawiaturę, a po kilku minutach rezultat był już jasny...
Będzie trzeba kopać. Inaczej nie da rady, nie uciekniemy. Owszem, niektórzy zostaną w hotelu, ale parę osób musi przygotować się psychicznie na spotkanie z nieboszczykiem.
— Może jutro podejmiemy decyzję, co? — Binnie chyba nieco zbladł. — Bo mnie aż telepie na samą myśl.
— To dziewczyny znowu muszą spać z nami. — Spojrzałem na koleżanki. Miałem wrażenie, że się wahały.
— Nie chcemy być ciężarem — zaczęła Eunnie spokojnie. — Zrobimy sobie kręgi z soli wokół łóżek i będziemy bezpieczne.
— Jesteś pewna? — Gyu położył rękę na jej ramieniu. — Bo jeżeli się boicie, to żaden problem. Możecie spać u nas tak jak ostatnio.
— Ale to głupie. — Yeoni wstała, składając ręce na piersi. — Poradzimy sobie. Jeśli sól faktycznie ma nas ochronić, jak mówiliście, to tak będzie. W końcu trzeba ją jakoś przetestować, prawda? — Popatrzyła na nas z pewnością siebie. — Duch i tak odwiedza tylko nas. Gdy wyczuje tylu chłopaków może się spłoszyć i w ten sposób nie sprawdzimy czy taka ochrona zdaje egzamin.
— Jednak i tak nie powinnyście być same. To ryzykowne. — Chciałem, by została z nami tak, jak poprzedniej nocy.
— Trzeba spróbować. — Wzięła jedną torebkę i wyszła z nią do swojego pokoju.
Wymieniłem spojrzenia z pozostałymi. Każdy z nich nie był co do tego pewny, żeby je zostawiać. Odniosłem wrażenie, że również się o nie martwią, dlatego należało zmienić ich decyzję. A w szczególności takiej jednej...
Wyszedłem po chwili za Jiyeon. Zastałem ją pochyloną przy jednym z łóżek usypującą krąg, który mógł być faktycznie dobrą ochroną bądź kompletnym niewypałem, w co jednak wątpiłem, bo Raph miał zawsze rację.
Widziałem jak była zaangażowana, zdeterminowana, jak za wszelką cenę nie chciała być słabym ciężarem mogącym nam przeszkadzać w rozwiązaniu tej sprawy. Wiedziałem, że tak jest. To się po prostu czuło.
Zamknąłem drzwi i podszedłem do niej.
— Nie boisz się? — zapytałem, a ona uniosła głowę. Dłuższą chwilę patrzyła mi w oczy. Wstała i odłożyła torebkę na stolik nocny.
— Chcę spróbować. Znajdę jeszcze jakieś żelastwo i będę miała w razie czego na niego haka.
— Powiedz, czy się boisz? — Podszedłem bliżej. Przestrzeń między nami była niemalże minimalna. Wyczekująco się w nią wpatrywałem. — Pamiętasz, co ci zrobił?
Przygryzła wargę i odwróciła wzrok.
— Teraz będę uzbrojona i świadoma ewentualnego ataku. Wtedy mnie zaskoczył.
— Niby tak, ale uważam...
— Czemu tak się martwisz? — Wystrzeliła z tym pytaniem tak gwałtownie, że momentalnie mnie zatkało.
— Słucham?
— Czemu aż tak się martwisz? — Teraz to ona się zbliżyła. — Znamy się tak krótko, a twoja troska kojarzy mi się z troską o bliskie osoby, a nie zwykłe znajome.
Jej oczy mnie hipnotyzowały. Wmurowało mnie w ziemię, a stwierdzenie Jiyeon potwierdziło, że tu mogło chodzić o coś więcej.
Mogło, ale wcale nie musiało.
— Razem pracujemy nad tą sprawą. Razem przez to przechodzimy i świetnie spędziliśmy czas przez te ostatnie dni. Dlatego tak się o was martwię.
— Masz na myśli nas czy całą ekipę? — Ściszyła nieco głos, a ja poczułem ciarki na całym ciele i durną ciepłotę na policzkach.
— Mam... To... Mam... Starczy ci jedna torebka? — Wskazałem na nią palcem, usiłując jakoś zmienić temat, który dokumentnie mnie romemłał.
Musiałem coś zrobić, bo inaczej kompletnie straciłbym całą pewność siebie.
Spojrzała na nią i uśmiechnęła się.
— Przydałaby się druga, jeżeli chciałbyś pomóc.
— Jasne, zaraz ją przyniosę. — Zwróciłem się w stronę drzwi, ale wtedy wpadłem na pewien pomysł. Odwróciłem się migiem do Yeoni. — Tym razem to ja będę spał u was. Chcę go zobaczyć na własne oczy.
— Ale w fotelu będziesz powykręcany jak cholera.
— Albo wy u nas, albo ja u was. Wybieraj. — Przysunąłem się do niej z szerokim uśmiechem.
Pokręciła tylko głową i czule ucałowała mnie w policzek.
— Przygotuj się na beznadziejną noc, Romeo.
— Nie będzie tak źle. — Machnąłem ręką i dumny jak paw, odmaszerowałem po kolejną torebkę soli.
Niestety, ale musieliśmy być posłuszni naszemu stróżowi i nie pokazywać, nawet dziewczynom, kim jesteśmy i jakie zdolności posiadamy. A szkoda…
— Masz coś, stary? — Potarłem czoło, bo łeb zaczynał mi już dymić od nadmiaru tego… Wszystkiego. Czy to miało być gorsze niż wampiry? Chyba tak, bo w ich przypadku wystarczyło tylko kosić jednego za drugim, i uważać, żeby cię nie dziabnęli, a tutaj? Sprawa prezentowała się w bardziej złożony i skomplikowany sposób.
— A i owszem. Znacie Supernatural? — Mark rozejrzał się po pozostałych.
— Supernatural? — Yeoni aż się zachłysnęła. — Że też wcześniej o tym nie pomyślałam! — Klepnęła się w czoło.
— Co masz na myśli? — Zainteresował się Hoya.
— Uwielbiam ten serial i Winchesterowie nie raz, nie dwa musieli odsyłać duchy tam, gdzie ich miejsce. Mieli na to pewien sprawdzony patent. — Pochyliła się z uśmiechem i kontynuowała podekscytowana. — Należy znaleźć grób gnębiącej nas duszy, rozkopać go, szczątki posypać solą, oblać benzyną i podpalić. I bum! Nie ma ducha.
— Mnie w to proszę nie mieszać, ja się na to nie piszę. — Gyu uniósł ręce w geście kapitulacji.
— Ja też nie! — Ravi cały się wzdrygnął z grymasem na twarzy.
— Cóż... — Hyunwoo ze spokojem spojrzał na nas. — To niby tylko serial, ale może sposób jest dobry? Kto wie?
— Jeszcze poszukam i powiem wam, czy faktycznie będziecie musieli się w to bawić. — Mark parę razy zastukał w klawiaturę, a po kilku minutach rezultat był już jasny...
Będzie trzeba kopać. Inaczej nie da rady, nie uciekniemy. Owszem, niektórzy zostaną w hotelu, ale parę osób musi przygotować się psychicznie na spotkanie z nieboszczykiem.
— Może jutro podejmiemy decyzję, co? — Binnie chyba nieco zbladł. — Bo mnie aż telepie na samą myśl.
— To dziewczyny znowu muszą spać z nami. — Spojrzałem na koleżanki. Miałem wrażenie, że się wahały.
— Nie chcemy być ciężarem — zaczęła Eunnie spokojnie. — Zrobimy sobie kręgi z soli wokół łóżek i będziemy bezpieczne.
— Jesteś pewna? — Gyu położył rękę na jej ramieniu. — Bo jeżeli się boicie, to żaden problem. Możecie spać u nas tak jak ostatnio.
— Ale to głupie. — Yeoni wstała, składając ręce na piersi. — Poradzimy sobie. Jeśli sól faktycznie ma nas ochronić, jak mówiliście, to tak będzie. W końcu trzeba ją jakoś przetestować, prawda? — Popatrzyła na nas z pewnością siebie. — Duch i tak odwiedza tylko nas. Gdy wyczuje tylu chłopaków może się spłoszyć i w ten sposób nie sprawdzimy czy taka ochrona zdaje egzamin.
— Jednak i tak nie powinnyście być same. To ryzykowne. — Chciałem, by została z nami tak, jak poprzedniej nocy.
— Trzeba spróbować. — Wzięła jedną torebkę i wyszła z nią do swojego pokoju.
Wymieniłem spojrzenia z pozostałymi. Każdy z nich nie był co do tego pewny, żeby je zostawiać. Odniosłem wrażenie, że również się o nie martwią, dlatego należało zmienić ich decyzję. A w szczególności takiej jednej...
Wyszedłem po chwili za Jiyeon. Zastałem ją pochyloną przy jednym z łóżek usypującą krąg, który mógł być faktycznie dobrą ochroną bądź kompletnym niewypałem, w co jednak wątpiłem, bo Raph miał zawsze rację.
Widziałem jak była zaangażowana, zdeterminowana, jak za wszelką cenę nie chciała być słabym ciężarem mogącym nam przeszkadzać w rozwiązaniu tej sprawy. Wiedziałem, że tak jest. To się po prostu czuło.
Zamknąłem drzwi i podszedłem do niej.
— Nie boisz się? — zapytałem, a ona uniosła głowę. Dłuższą chwilę patrzyła mi w oczy. Wstała i odłożyła torebkę na stolik nocny.
— Chcę spróbować. Znajdę jeszcze jakieś żelastwo i będę miała w razie czego na niego haka.
— Powiedz, czy się boisz? — Podszedłem bliżej. Przestrzeń między nami była niemalże minimalna. Wyczekująco się w nią wpatrywałem. — Pamiętasz, co ci zrobił?
Przygryzła wargę i odwróciła wzrok.
— Teraz będę uzbrojona i świadoma ewentualnego ataku. Wtedy mnie zaskoczył.
— Niby tak, ale uważam...
— Czemu tak się martwisz? — Wystrzeliła z tym pytaniem tak gwałtownie, że momentalnie mnie zatkało.
— Słucham?
— Czemu aż tak się martwisz? — Teraz to ona się zbliżyła. — Znamy się tak krótko, a twoja troska kojarzy mi się z troską o bliskie osoby, a nie zwykłe znajome.
Jej oczy mnie hipnotyzowały. Wmurowało mnie w ziemię, a stwierdzenie Jiyeon potwierdziło, że tu mogło chodzić o coś więcej.
Mogło, ale wcale nie musiało.
— Razem pracujemy nad tą sprawą. Razem przez to przechodzimy i świetnie spędziliśmy czas przez te ostatnie dni. Dlatego tak się o was martwię.
— Masz na myśli nas czy całą ekipę? — Ściszyła nieco głos, a ja poczułem ciarki na całym ciele i durną ciepłotę na policzkach.
— Mam... To... Mam... Starczy ci jedna torebka? — Wskazałem na nią palcem, usiłując jakoś zmienić temat, który dokumentnie mnie romemłał.
Musiałem coś zrobić, bo inaczej kompletnie straciłbym całą pewność siebie.
Spojrzała na nią i uśmiechnęła się.
— Przydałaby się druga, jeżeli chciałbyś pomóc.
— Jasne, zaraz ją przyniosę. — Zwróciłem się w stronę drzwi, ale wtedy wpadłem na pewien pomysł. Odwróciłem się migiem do Yeoni. — Tym razem to ja będę spał u was. Chcę go zobaczyć na własne oczy.
— Ale w fotelu będziesz powykręcany jak cholera.
— Albo wy u nas, albo ja u was. Wybieraj. — Przysunąłem się do niej z szerokim uśmiechem.
Pokręciła tylko głową i czule ucałowała mnie w policzek.
— Przygotuj się na beznadziejną noc, Romeo.
— Nie będzie tak źle. — Machnąłem ręką i dumny jak paw, odmaszerowałem po kolejną torebkę soli.
Spojrzałem na zegarek w telefonie. Właśnie dochodziła trzecia rano, a ja za nic nie mogłem już znaleźć wygodnej pozycji. Wierciłem się, zakładałem nogę na nogę, ściągałem ją, kładłem na podłokietnik jedną, potem drugą, po czym znowu je ściągałem i układałem je na drugim. Już miałem z tych nudów i cierpienia, usadowić je na oparciu, gdy nagle Gyu chwycił mnie za kostkę.
— Skończysz w końcu te akrobacje? — spytał wyraźnie zmęczony moimi wygibasami. Dzielił nas mały stolik, a on siedział na drugim, tak samo już niewygodnym fotelu, co ja.
O tej dwunastej, pierwszej jeszcze było fajnie, ale teraz już obu nam zbrzydło.
— No ale ja tu znoszę katusze, człowieku. Muszę coś ze sobą zrobić.
— Chcesz skończyć z bolącą głową, czerwoną jak burak? — zapytał z politowaniem, wciąż trzymając mnie za kostkę, bym przypadkiem nie zrobił tej mogącej uratować mnie od mąk głupoty.
— To się przespaceruję po pokoju, możesz mnie puścić. — Ziewnąłem tak szeroko, że omal żuchwa nie wypadła mi z zawiasów.
— Ok, ale nie obudź dziewczyn. — Odkręcił butelkę z sokiem, podążając za mną wzrokiem.
— Tak się poświęcać, ja pieprzę… — Rozmasowywałem sobie kark, patrząc na śpiącą Yeoni. Uważałem, by przypadkiem nie przerwać kręgu z soli, bo za nic nie uśmiechało mi się schylanie czy choćby kucanie, żeby ponownie go złączyć. Moje biedne już płaczące krzyże, by tego nie zniosły.
Dłuższą chwilę wpatrywałem się w Jiyeon. Jak miarowo oddychała, jaka była spokojna... Aż się uśmiechnąłem i kompletnie zagapiłem się na nią.
— Te, stalker, chodź tutaj. — Pomachał do mnie ręką, wytrącając z zamyślenia. — Nudzi mi się… Podskoczyłbyś po jakąś kawę? — Cały czas szeptaliśmy, byle tylko nie pobudzić koleżanek.
— Zgłupłeś? Nie chcę mi się. — Usiadłem na podłokietniku swojego fotela.
— Jesteś młodszy — rzucił z kamiennym wyrazem twarzy, a ja miałem wrażenie jakbym patrzył teraz w lustro… — Poza tym, słuchaj, jak popadamy będzie z nas tyle pożytku co księdza w nawiedzonym domu.
— Co? — zdumiałem się. — Co to za porówna…
— Stary, uwierz — wszedł mi w słowo z lekkim uśmiechem. — Jak taki ci wejdzie, to narobi jeszcze większego bigosu niż był wcześniej. Może być źle jak cholera, ale on namiesza tak, że sam potem spieprza i w niezwykły sposób wszelki słuch o nim ginie. — Wpatrzony w przestrzeń, przejechał powoli ręką w powietrzu.
— Co ty za programy tak właściwie oglądasz?
— O życiu — odparł z rozbrajającą szczerością.
Roześmiałem się i właśnie miałem coś dodać, ale przenikliwy, przyprawiający o ciary na całym ciele chłód, ostro uciął moją wypowiedź. Wzdrygnęliśmy się obaj, równocześnie czujnie rozglądając się po pomieszczeniu. Naszą uwagę przykuła nagle materializująca się postać o rysach coraz wyraźniejszych i coraz bardziej nadających jej kształt. Wpierw ujrzałem ten charakterystyczny długi płaszcz dla mężczyzn z XIX wieku, a po nim bardzo ciemne, głęboko osadzone oczy gościa, o okropnie trupio bladej twarzy. Stał między łóżkami dziewczyn, patrząc ze spokojem raz na jedną, raz na drugą. Nie odczuwałem jakiegoś wielkiego strachu przed zjawą, istotne było dla mnie, co zamierzał teraz zrobić. Popatrzyłem na Gyu. Nie wyglądało po nim, żeby się bał. Obserwował go tak samo uważnie jak ja.
Spojrzałem na kręgi z soli, mężczyzna również. Uniósł na mnie wzrok i pokręcił głową, powoli stawiając krok za krokiem w naszą stronę. Obaj cofnęliśmy się instynktownie, tknięci lekką obawą, przed tym, co tak w zasadzie zamierza nasz nocny gość. Zatem mimo spokoju, jaki zachowywał duch, Gyu na wszelki wypadek utworzył niewielką kulę ognia. Trzymał ją w dłoni, czujnie lustrując go wzrokiem.
Nagle przystanął, gdy dostrzegł broń, jaką dysponował teraz mój przyjaciel. Wyraźnie zdumiony, otworzył szerzej swoje ciemne oczy i uniósł gwałtownie ręce.
— Stój! — Hyunwoo wparował do pokoju jak strzała! Obudził przerażone dziewczyny, jeszcze bardziej wystraszył ducha i przy okazji Gyu, który mylnie interpretując zachowanie faceta, cisnął ogniem prosto w niego! Błyskawicznie wyrzuciłem swoją, większą kulę światła, w locie zderzającą się i scalającą z kulą Sungyyu i z zawrotną prędkością lecącą dalej przez pokój, w ostatnim momencie ochraniając ducha mężczyzny. Hyunwoo migiem wysunął rękę, zacisnął dłoń w pięść i zatrzymał śmiercionośną broń w powietrzu. Dziewczyny rozglądały się skonfundowane, przestraszone, lecz ich wzrok spoczął obecnie na facecie, a Hyunwoo w sekundę przyciągnął lśniący ogień do siebie, opuścił na podłogę i prędko poturlał swą mocą w moją stronę. Przykucnąłem, chwyciłem gorącą kulę i wchłonąłem jej światło z powrotem, gasząc przy okazji ogień osłabiony i zdominowany przez moją własną energię.
Wszystko trwało tylko chwilę, ale przez te nerwy i strach, to spocić się zdążyłem.
— Zróbcie coś! — krzyknęła Eunji, zdziwiona naszą biernością wobec ducha mężczyzny.
— Nie bójcie się. — Hyunwoo, lekko dysząc, zbliżył się do lekarza. — Nie zrobi wam krzywdy. — Popatrzył na niego. — Chcę ci pomóc i porozmawiać. — Gestykulował spokojnie, byle tylko nie spłoszyć pewnie i tak już strwożonego gościa.
Jednak ten nic nie powiedział. Stał i bezradnie patrzył to na niego, to na nas. W jego oczach nie widziałem ani krzty zła. Wypełniał je nieopisany, ciężki smutek, tak przytłaczający, że poczułem szczery żal, choć wcześniej naprawdę chciałem pójść na cmentarz, spalić jego zwłoki i pozbyć się go raz na zawsze… Teraz po prostu zamierzałem go zrozumieć.
Gyu miał tak samo, zauważyłem to, choć ewidentnie zrobiło mu się głupio i gdy tylko spojrzenie lekarza spoczęło na moim koledze, ten patrzył na niego przepraszającym, skruszonym wzrokiem. Aczkolwiek nie zarejestrowałem złości u faceta. Lekko tylko skinął głową i z powrotem odwrócił się do Hyunwoo.
Obaj, intensywnie wpatrywali się w siebie, jakby nie zamierzali porozumieć się słowami, a jedynie za pomocą swoich umysłów. Nigdy czegoś takiego nie widziałem, dlatego gdy spoglądałem na oczy przyjaciela, widziałem w nich silną determinację i coś, czego nie potrafiłem nazwać… Wiedziałem, że nie czytał nigdy w myślach ani nie korzystał zbyt wiele ze zdolności telepatii. Czyżby jego moc wzmocniła się po przyjeździe do tego hotelu?
— Nie rozumiem go… — jęknął po dłuższej chwili.
— Po jakiemu mówi? — Mark i pozostali z pokoju Hyunwoo, również przyszli, zapewne zaniepokojeni nagłą pobudką naszego medium.
— Czekaj… — Zmrużył oczy. — To chyba francuski… Tak, na pewno francuski.
— Spróbuj poprosić, żeby powtórzył. — Mark rozejrzał się naokoło, szukając czegoś wzrokiem. Jednak gwałtownie zatrzymał na mnie swoje spojrzenie. — JB, telefon! — wystawił ręce a ja szybko rzuciłem mu komórkę. — Będę cię nagrywać, możesz zaczynać. — Przysunął się bliżej z telefonem i czekał aż kolega zacznie mówić.
— Jasne. — Spojrzał na ducha, zatoczył kilka razy krąg dłonią i z prośbą w oczach, bez słów poinformował mężczyznę, o co mu chodzi. Ten chyba zrozumiał, bo Hyunwoo zaczął dość szybko wyrzucać z siebie zupełnie obce nam słowa. Mark w milczeniu patrzył co chwilę na komórkę i na przyjaciela, podczas gdy facet zaczął blednąć. Tracił wyraźnie zarysowane kontury, rozmywał się i powoli znikał, dlatego, gdy jego postać kompletnie zgasła i nie zostało po nim żadnego śladu, zastanawiałem się, czy zdążyli zdobyć wszystkie informacje, jakie przekazał im duch.
Dość długo panowała dziwna, dość nieprzyjemna cisza. Patrzyliśmy po sobie i wydawało mi się, że teraz każdy miał podobne myśli do moich własnych. Pierwszy raz widziałem nie tylko ducha, ale również prawdziwe medium w akcji, które miałem nadzieję zdołało dowiedzieć się czego trzeba i o mężczyźnie i o tym miejscu. Chociaż w sumie Mark nie nagrał tych słów na tyle dużo, by stworzyć z tego historię domostwa państwa McCay.
A może facet ujął to po prostu w telegraficznym, zrozumiałym dla nas skrócie? Głupia była ta nadzieja, ale liczyłem, że wreszcie dowiemy się jakichś konkretów.
— Wygląda na to — odchrząknął Ravi. — Że dzisiaj już możecie spać w spokoju.
— Właśnie, połóżcie się i niczym nie przejmujcie — dodał Binnie z szerokim uśmiechem.
— Ciężko będzie zasnąć po czymś takim… — Eunji trzymała się za głowę, wciąż oszołomiona wcześniejszymi wydarzeniami.
Wychodziliśmy z pokoju, żegnając się z dziewczynami. Musieliśmy jak najszybciej przetłumaczyć słowa lekarza i omówić dalsze kwestie naszej misji.
— Powiedzcie nam jutro, co mówił ten duch, dobrze? — poprosiła Jiyeon.
— Pewnie. — Pomachałem im. — Przy śniadaniu o tym porozmawiamy. Dobranoc. — Uśmiechnąłem się i gdy właśnie zamykałem drzwi, Yeoni zadała przyprawiające mnie
o paraliż, pytanie.
— Co to było za światło sunące przez cały pokój?
Na chwilę zamarłem. Kombinowałem, jak z tego wybrnąć, by moja odpowiedź miała jakiś sens i nie była chorym absurdem, ale masa myśli przelatująca przez mój umysł, w niczym mi nie pomagała.
— To od ducha! — Usłyszałem własny głos. Jednak coś tam wymyśliłem…
— Od ducha?
— Tak, wiesz, energia, ektoplazma i te sprawy. Duchy ją wytwarzają, czy coś w tym rodzaju. Pa! — Zamknąłem piorunem drzwi i pognałem do chłopaków najszybciej jak się dało.
— Skończysz w końcu te akrobacje? — spytał wyraźnie zmęczony moimi wygibasami. Dzielił nas mały stolik, a on siedział na drugim, tak samo już niewygodnym fotelu, co ja.
O tej dwunastej, pierwszej jeszcze było fajnie, ale teraz już obu nam zbrzydło.
— No ale ja tu znoszę katusze, człowieku. Muszę coś ze sobą zrobić.
— Chcesz skończyć z bolącą głową, czerwoną jak burak? — zapytał z politowaniem, wciąż trzymając mnie za kostkę, bym przypadkiem nie zrobił tej mogącej uratować mnie od mąk głupoty.
— To się przespaceruję po pokoju, możesz mnie puścić. — Ziewnąłem tak szeroko, że omal żuchwa nie wypadła mi z zawiasów.
— Ok, ale nie obudź dziewczyn. — Odkręcił butelkę z sokiem, podążając za mną wzrokiem.
— Tak się poświęcać, ja pieprzę… — Rozmasowywałem sobie kark, patrząc na śpiącą Yeoni. Uważałem, by przypadkiem nie przerwać kręgu z soli, bo za nic nie uśmiechało mi się schylanie czy choćby kucanie, żeby ponownie go złączyć. Moje biedne już płaczące krzyże, by tego nie zniosły.
Dłuższą chwilę wpatrywałem się w Jiyeon. Jak miarowo oddychała, jaka była spokojna... Aż się uśmiechnąłem i kompletnie zagapiłem się na nią.
— Te, stalker, chodź tutaj. — Pomachał do mnie ręką, wytrącając z zamyślenia. — Nudzi mi się… Podskoczyłbyś po jakąś kawę? — Cały czas szeptaliśmy, byle tylko nie pobudzić koleżanek.
— Zgłupłeś? Nie chcę mi się. — Usiadłem na podłokietniku swojego fotela.
— Jesteś młodszy — rzucił z kamiennym wyrazem twarzy, a ja miałem wrażenie jakbym patrzył teraz w lustro… — Poza tym, słuchaj, jak popadamy będzie z nas tyle pożytku co księdza w nawiedzonym domu.
— Co? — zdumiałem się. — Co to za porówna…
— Stary, uwierz — wszedł mi w słowo z lekkim uśmiechem. — Jak taki ci wejdzie, to narobi jeszcze większego bigosu niż był wcześniej. Może być źle jak cholera, ale on namiesza tak, że sam potem spieprza i w niezwykły sposób wszelki słuch o nim ginie. — Wpatrzony w przestrzeń, przejechał powoli ręką w powietrzu.
— Co ty za programy tak właściwie oglądasz?
— O życiu — odparł z rozbrajającą szczerością.
Roześmiałem się i właśnie miałem coś dodać, ale przenikliwy, przyprawiający o ciary na całym ciele chłód, ostro uciął moją wypowiedź. Wzdrygnęliśmy się obaj, równocześnie czujnie rozglądając się po pomieszczeniu. Naszą uwagę przykuła nagle materializująca się postać o rysach coraz wyraźniejszych i coraz bardziej nadających jej kształt. Wpierw ujrzałem ten charakterystyczny długi płaszcz dla mężczyzn z XIX wieku, a po nim bardzo ciemne, głęboko osadzone oczy gościa, o okropnie trupio bladej twarzy. Stał między łóżkami dziewczyn, patrząc ze spokojem raz na jedną, raz na drugą. Nie odczuwałem jakiegoś wielkiego strachu przed zjawą, istotne było dla mnie, co zamierzał teraz zrobić. Popatrzyłem na Gyu. Nie wyglądało po nim, żeby się bał. Obserwował go tak samo uważnie jak ja.
Spojrzałem na kręgi z soli, mężczyzna również. Uniósł na mnie wzrok i pokręcił głową, powoli stawiając krok za krokiem w naszą stronę. Obaj cofnęliśmy się instynktownie, tknięci lekką obawą, przed tym, co tak w zasadzie zamierza nasz nocny gość. Zatem mimo spokoju, jaki zachowywał duch, Gyu na wszelki wypadek utworzył niewielką kulę ognia. Trzymał ją w dłoni, czujnie lustrując go wzrokiem.
Nagle przystanął, gdy dostrzegł broń, jaką dysponował teraz mój przyjaciel. Wyraźnie zdumiony, otworzył szerzej swoje ciemne oczy i uniósł gwałtownie ręce.
— Stój! — Hyunwoo wparował do pokoju jak strzała! Obudził przerażone dziewczyny, jeszcze bardziej wystraszył ducha i przy okazji Gyu, który mylnie interpretując zachowanie faceta, cisnął ogniem prosto w niego! Błyskawicznie wyrzuciłem swoją, większą kulę światła, w locie zderzającą się i scalającą z kulą Sungyyu i z zawrotną prędkością lecącą dalej przez pokój, w ostatnim momencie ochraniając ducha mężczyzny. Hyunwoo migiem wysunął rękę, zacisnął dłoń w pięść i zatrzymał śmiercionośną broń w powietrzu. Dziewczyny rozglądały się skonfundowane, przestraszone, lecz ich wzrok spoczął obecnie na facecie, a Hyunwoo w sekundę przyciągnął lśniący ogień do siebie, opuścił na podłogę i prędko poturlał swą mocą w moją stronę. Przykucnąłem, chwyciłem gorącą kulę i wchłonąłem jej światło z powrotem, gasząc przy okazji ogień osłabiony i zdominowany przez moją własną energię.
Wszystko trwało tylko chwilę, ale przez te nerwy i strach, to spocić się zdążyłem.
— Zróbcie coś! — krzyknęła Eunji, zdziwiona naszą biernością wobec ducha mężczyzny.
— Nie bójcie się. — Hyunwoo, lekko dysząc, zbliżył się do lekarza. — Nie zrobi wam krzywdy. — Popatrzył na niego. — Chcę ci pomóc i porozmawiać. — Gestykulował spokojnie, byle tylko nie spłoszyć pewnie i tak już strwożonego gościa.
Jednak ten nic nie powiedział. Stał i bezradnie patrzył to na niego, to na nas. W jego oczach nie widziałem ani krzty zła. Wypełniał je nieopisany, ciężki smutek, tak przytłaczający, że poczułem szczery żal, choć wcześniej naprawdę chciałem pójść na cmentarz, spalić jego zwłoki i pozbyć się go raz na zawsze… Teraz po prostu zamierzałem go zrozumieć.
Gyu miał tak samo, zauważyłem to, choć ewidentnie zrobiło mu się głupio i gdy tylko spojrzenie lekarza spoczęło na moim koledze, ten patrzył na niego przepraszającym, skruszonym wzrokiem. Aczkolwiek nie zarejestrowałem złości u faceta. Lekko tylko skinął głową i z powrotem odwrócił się do Hyunwoo.
Obaj, intensywnie wpatrywali się w siebie, jakby nie zamierzali porozumieć się słowami, a jedynie za pomocą swoich umysłów. Nigdy czegoś takiego nie widziałem, dlatego gdy spoglądałem na oczy przyjaciela, widziałem w nich silną determinację i coś, czego nie potrafiłem nazwać… Wiedziałem, że nie czytał nigdy w myślach ani nie korzystał zbyt wiele ze zdolności telepatii. Czyżby jego moc wzmocniła się po przyjeździe do tego hotelu?
— Nie rozumiem go… — jęknął po dłuższej chwili.
— Po jakiemu mówi? — Mark i pozostali z pokoju Hyunwoo, również przyszli, zapewne zaniepokojeni nagłą pobudką naszego medium.
— Czekaj… — Zmrużył oczy. — To chyba francuski… Tak, na pewno francuski.
— Spróbuj poprosić, żeby powtórzył. — Mark rozejrzał się naokoło, szukając czegoś wzrokiem. Jednak gwałtownie zatrzymał na mnie swoje spojrzenie. — JB, telefon! — wystawił ręce a ja szybko rzuciłem mu komórkę. — Będę cię nagrywać, możesz zaczynać. — Przysunął się bliżej z telefonem i czekał aż kolega zacznie mówić.
— Jasne. — Spojrzał na ducha, zatoczył kilka razy krąg dłonią i z prośbą w oczach, bez słów poinformował mężczyznę, o co mu chodzi. Ten chyba zrozumiał, bo Hyunwoo zaczął dość szybko wyrzucać z siebie zupełnie obce nam słowa. Mark w milczeniu patrzył co chwilę na komórkę i na przyjaciela, podczas gdy facet zaczął blednąć. Tracił wyraźnie zarysowane kontury, rozmywał się i powoli znikał, dlatego, gdy jego postać kompletnie zgasła i nie zostało po nim żadnego śladu, zastanawiałem się, czy zdążyli zdobyć wszystkie informacje, jakie przekazał im duch.
Dość długo panowała dziwna, dość nieprzyjemna cisza. Patrzyliśmy po sobie i wydawało mi się, że teraz każdy miał podobne myśli do moich własnych. Pierwszy raz widziałem nie tylko ducha, ale również prawdziwe medium w akcji, które miałem nadzieję zdołało dowiedzieć się czego trzeba i o mężczyźnie i o tym miejscu. Chociaż w sumie Mark nie nagrał tych słów na tyle dużo, by stworzyć z tego historię domostwa państwa McCay.
A może facet ujął to po prostu w telegraficznym, zrozumiałym dla nas skrócie? Głupia była ta nadzieja, ale liczyłem, że wreszcie dowiemy się jakichś konkretów.
— Wygląda na to — odchrząknął Ravi. — Że dzisiaj już możecie spać w spokoju.
— Właśnie, połóżcie się i niczym nie przejmujcie — dodał Binnie z szerokim uśmiechem.
— Ciężko będzie zasnąć po czymś takim… — Eunji trzymała się za głowę, wciąż oszołomiona wcześniejszymi wydarzeniami.
Wychodziliśmy z pokoju, żegnając się z dziewczynami. Musieliśmy jak najszybciej przetłumaczyć słowa lekarza i omówić dalsze kwestie naszej misji.
— Powiedzcie nam jutro, co mówił ten duch, dobrze? — poprosiła Jiyeon.
— Pewnie. — Pomachałem im. — Przy śniadaniu o tym porozmawiamy. Dobranoc. — Uśmiechnąłem się i gdy właśnie zamykałem drzwi, Yeoni zadała przyprawiające mnie
o paraliż, pytanie.
— Co to było za światło sunące przez cały pokój?
Na chwilę zamarłem. Kombinowałem, jak z tego wybrnąć, by moja odpowiedź miała jakiś sens i nie była chorym absurdem, ale masa myśli przelatująca przez mój umysł, w niczym mi nie pomagała.
— To od ducha! — Usłyszałem własny głos. Jednak coś tam wymyśliłem…
— Od ducha?
— Tak, wiesz, energia, ektoplazma i te sprawy. Duchy ją wytwarzają, czy coś w tym rodzaju. Pa! — Zamknąłem piorunem drzwi i pognałem do chłopaków najszybciej jak się dało.
0 komentarze:
Prześlij komentarz