Krwawe Łowy, rozdział III

* Woohyun *



- Muszę tam iść! – podniosłem się z kucków. Krzyk JB mnie przeraził.
- Tobie też zrobi krzywdę a nie masz żadnej mocy! – roztrzęsiony Jongie chwycił mnie za ramię.
- Ale nie mogę zostawić przyjaciela! – wyrwałem się. Odkluczyłem drzwi i ostrożnie wychyliłem głowę z łazienki.
  Widziałem wampira napierającego na Jae. Tak mocno do niego przylegał, że dostrzegłem jedynie ramię i włosy JB.
  Czy on go… ugryzł?
  Poczułem nieprzyjemne ciepło wewnątrz. Ledwo przełknąłem ślinę przez ściśnięte gardło.
  Wyszedłem szybko i (cudem) wrzasnąłem imię przyjaciela.
  Wampir i Jaebum ani drgnęli.
  Ten potwór… bezwładnie zsunął się po nim i upadł na podłogę. Wstrząsały nim konwulsje. Jego wzrok był jakby nieobecny, a tęczówki praktycznie straciły swój kolor. Jedynym dźwiękiem jakim z siebie wydawał było charczenie.
  W jego piersi, w miejscu serca, ujrzałem święcące jasnym światłem ostrze. Właściwie tylko jego czubek, gdyż zapewne przebiło go niemal na wylot.
  Podniosłem wzrok na JB. Był mokry na twarzy od potu. Wykończony, może jeszcze przestraszony, ciężko dyszał. Nasze spojrzenia się spotkały, a on lekko, ale szczerze się do mnie uśmiechnął i pokazał kciuk w górę. Zjeżdżał padnięty po ścianie na podłogę, dlatego podbiegłem do niego i mocno objąłem, żeby nie upadł.
- Strasznie się o ciebie martwiłem! Jesteś cały? Nic ci nie zrobił? – odchyliłem się, aby go obejrzeć. Dostrzegłem mniej więcej pięciocentymetrową czerwoną krechę na jego szyi. Była to tylko powierzchowna rana, bo nawet za bardzo nie krwawiła. Zapewne wampir zajechał go jednym ze swoich kłów.
- Odbijałem się od ścian i podłóg, jak piłka ping-pongowa, ale ogólnie żyję i co najważniejsze, zasztyletowałem dziada.
  Obejrzałem się. Jego już nie było. Pozostał po nim jedynie proch. Poczułem ulgę…
- Współczuję… - odwróciłem się do niego – Ale jesteś niesamowity! Dałeś radę i jeszcze go załatwiłeś!
- Starałem się – ponownie się uśmiechnął.
- Ale myślałem, że tylko przebicie serca osikowym kołkiem zabija wampiry…
- To… - nawet nie zdołał mi tego wyjaśnić, bo zaatakowały go szczęśliwe, pełne ulgi Goty.
  Jackson był tak przejęty, kiedy tulił Jae i mnie, że mówił na zmianę po chińsku, angielsku i koreańsku. W miarę go rozumiałem, ale generalnie…
- Myślałem, że nie wytrzymię tam! – wykrzyczał w końcu sensowne zdanie – wszyscy umieraliśmy z tych nerwów i strachu!
- Wiem, wiem, ale już jest po wszystkim. Jest dobrze – uspokajał wszystkich po kolei.
- Co tu się właściwie wydarzyło? – zapytał Mark – czemu było tyle krzyków, jakichś dziwnych ryków i huku? – zazwyczaj opanowany, wyrzucał teraz z siebie słowa jak Outsider*
- Wampir wpadł do nas z wizytą.
- Jak to?! Po co? Czego chciał? A gdyby cię ugryzł? A gdyby za… - uciszył go dopiero przytulas ze strony Jae. Klepał go po plecach i głaskał po głowie.
- Wszystko jest już w porządku. Nie ma go. Zniknął.
- Też chcę! – niższy od nich Jackson, wsunął się pod ich ręce i zmusił, by także go objęli.
  Ja z kolei uspokajałem pozostałe Goty. Byli naprawdę roztrzęsieni. Sungjong na szczęście też do nas dołączył. Rozmawiał z bladymi chłopakami o całym zajściu. Słyszałem, jak z przejęciem opowiadał o wtargnięciu wampira do naszego mieszkania.
  Nie byliśmy sami. Zaniepokojeni sąsiedzi przyszli zobaczyć, co u nas. Ravi i Hongbin byli szczerze zdumieni, kiedy dowiedzieli się, co tu się wydarzyło.
  Ravi zabrał mnie i Jae do kuchni. Leczył nasze rany. Dzięki niemu nie musieliśmy nosić plastrów albo bandaży. Już po paru minutach byliśmy czyści.

  Ekipa w składzie: ja, Jongie, dwa Vixxy i całe Got7 siedzieliśmy w salonie.
- Przede wszystkim trzeba zawiadomić Raphaela, że czeka nas kolejne milusie zadanko do wykonania – JB obserwowany czujnie przez Jacksona uśmiechał się w ironiczny sposób.
- Nie trzeba – usłyszeliśmy nagle głębokie westchnienie i przyjemny dla ucha, męski głos.
  Stał przy wejściu na balkon. Jak zawsze ubrany w jasne spodnie, eleganckie buty, białą koszulę i stylowy płaszcz w kolorze piasku. Miał płowe włosy z grzywką na czole i najbardziej niezwykłe błękitne oczy, jakie widziałem. Krystalicznie czyste i jasne, a jednocześnie bardzo ciepłe. Miał azjatyckie rysy twarzy. Obiektywnie mówiąc przystojny był z niego gość.
  Źle.
  Archanioł i stróż naszych wyjątkowych przyjaciół.
- Nie sądziliście zapewne, że historia z wampirami się powtórzy, prawda? – spojrzał na nas z lekkim uśmiechem.
  Dwa lata temu wyjątkowa szóstka musiała ocalić pewnego mężczyznę. Był to czysty przypadek, że na niego wpadli. Wybrali się na zwyczajny wieczorny spacer po mieście. Z jakiegoś zaułka słyszeli niepokojące dźwięki. Błaganie o litość, łkanie i… ryczenie oraz syczenie. Jako, że swoje zdolności zdołali już opanować, gdyż ćwiczyli od małego rozwijanie swych mocy, jakimi obdarował ich Raphael, byli w stanie pomóc bezradnemu facetowi. W zasadzie można określać ich mianem wybrańców. Archanioł lecznictwa wyczuł w tych ludziach ogromny potencjał i siłę, której potrzeba, aby utrzymać w sobie olbrzymie pokłady niezwykłych zdolności.
  Jak się później okazało rozprawili się z… Wampirem. Nie wierzyli w te istoty, dopóki sami na nią nie natrafili. Poradzili sobie doskonale. Wyrobili w sobie zdolność współpracy i łączenia swych mocy w jedno. Krótko mówiąc dali czadu.
- Nie sądziłem, że będziemy mieli okna do wymiany – masowałem się po czole. Strasznie bolała mnie głowa po tych nieprzyjemnych wydarzeniach.
- Myślę, że to nie tylko łowy…
- Skąd wiesz, że mówił o łowach? – zdziwił się JB.
- Przeczytałem to w twoim umyśle. Chciałem zobaczyć twoimi oczami, co się działo nim do was przyszedłem – odchrząknął i kontynuował – To nie tylko łowy, tak jak wspomniałem, ale również swego rodzaju zemsta za zabicie jednego osobnika z pewnego klanu wampirów.
- Nie wiedziałem, że to się będzie za nami ciągnąć – zacisnął usta Ravi.
- Nikt nie wiedział – odezwał się Binnie – ale przecież nie mogliśmy pozwolić, by przyssał się jak pijawka do tego biednego gościa i jeszcze z niego zrobił wampira.
- Albo go zabił – usłyszeliśmy nagle czyjś głos. Obejrzeliśmy się za siebie. Do salonu akurat wchodził nasz dobry przyjaciel, Lee Hyunwoo. Miał na szczęście dłuższą grzywkę i już nie wyglądał, jakby opitolili go od garnka. – Binnie przedzwonił do mnie, bym wpadł najszybciej, jak się da, więc jestem.
- To ty napęd masz naprawdę niezły… - pokręciłem głową z niedowierzaniem.
- A może już posiadł zdolność teleportacji – zaśmiał się Ravi.
- Oj chciałbym – z uśmiechem przywitał się z każdym z nas, również z Raphaelem – bilokację też bym dorzucił do listy życzeń – puścił oczko aniołowi i siadł obok swojego kolegi z planu**
- Mamy problem z wampirem – spojrzał na niego JB – teraz Raphael da nam instrukcje co do dalszego planu działania.
- Znowu wampir? – zdziwił się Hyunwoo – a ja głupi myślałem, że to jakiś niedopałek się ostał sprzed łohoho – pomachał ręką.
- Chciałbyś. Ten świat nie jest taki różowy, Yoon Shiwoo – pochylił się do niego Binnie z ledwo powstrzymywanym uśmiechem.
- A ty zawsze widzisz go w ciemnych barwach, Wang Chiang – z lekko uniesionymi kącikami ust, spojrzał w oczy Hongbinowi.
- Zawsze znajdą okazję – pokręcił głową Ravi – Zawsze.
- Bo oni żyją w murach szkoły Moorim i chyba już nigdy z niej nie wyjdą – dodał Jackson ze śmiechem.
- Się proszę nie śmiać, moja dziewczyna jest dziekanem – pokazał na niego Binnie prostując się na kanapie.
  Tym tekstem rozbawił każdego, nawet naszego archanioła.
  Dopiero po chwili przemówił ich stróż:
- Trzeba poinformować resztę wybrańców.

*Outsider jest najszybszym raperem w Korei (o ile nie w całej Azji).
**Lee Hyunwoo wraz z Lee Hongbinem zagrali w dramie pt. "Moorim School". Ten pierwszy wcielił się w postać Yoon Shiwoo, natomiast ten drugi w Wang Chianga.

0 komentarze:

Prześlij komentarz