Tak jak ustalił Jackson, odwiedziliśmy dwie imponujące, przepiękne budowle. Nigdzie nam się nie spieszyło, więc w jednej i drugiej lub w ich pobliżu, spędziliśmy całkiem sporo czasu, nie zauważywszy nawet, kiedy zbliżała się pora kolacji. W hotelu było tak smaczne jedzenie, że to właśnie w nim zjedliśmy ją po raz kolejny. Po co jeździć gdzieś po barach czy fastfoodach, skoro dobre papu mieliśmy tam, gdzie spędzaliśmy też i noce?
— O w mordę… — Ravi z grymasem usiadł do stołu.
— Coś nie tak? — Hyunwoo popatrzył na niego zaniepokojony.
— Znowu to cudowne kakałko! — Uniósł z namaszczeniem kubek ku górze.
— Też je kocham. — Gyu od razu wziął sobie łyka.
— Ostatnio prawie podprowadziłeś moje — rzucił z wyrzutem Hoya.
— Bo stało i stygło, więc co miało się zmarnować? — powiedział to tak, jakby było to, co najmniej oczywiste, a kolega z zespołu miał do niego pretensje o nie wiadomo o co.
— Śpijcie dobrze, chłopaki. — Eunji z Jiyeon pomachały nam z uśmiechem, my również życzyliśmy im dobrych snów i po tym poczłapały do swojego pokoju.
— Jestem bardziej padnięty dzisiaj niż po zabawie w tym parku wodnym. — Mark tarł się dłonią po karku.
— To przez tego wariata z plecakiem. — Hyunwoo szturchnął Jacksona.
— Przepraszam bardzo, pamiątki same się nie kupią — odparł święcie urażony.
— Ale jak tyś dużo tego nabrał! — Ravi stanął za nim, by podnieść wypchany plecak. — Pierdzielę, ile to waży!
— Proszę uważać, mam tam miniatury naszych pięknych budowli. Były drogie. — Odsunął się. Mówił o wszystkim z wielką powagą, a nam i tak chciało się śmiać. Niektórzy już nie wyrabiali.
— On w tej Ottawie zostawi wszystkie swoje pieniądze. — Binnie nadal nie wierzył w mojego przyjaciela z zespołu. — Ja nie wiem, jak można wydać tyle jednego dnia, a jeszcze przed nami półtora tygodnia. — Bardziej martwił się o jego portfel niż jego właściciel…
— Bo ja nie kupuję tylko dla siebie, Hongbinie. Przecież pan Park, reszta Gotów i 2PM sami tego sobie nie sprawią, prawda? Dlatego mogą liczyć na mnie, bo dla każdego coś mam. — Wypiął pierś z dumą.
— Dla... — Hyunwoo policzył chłopaków szeptem. — Dla jedenastu osób?! Boże, a ty się dziwisz, że to tyle waży, skoro odkupił całe JYP! Każdy dostanie mini katedrę. Będą tacy szczęśliwi. — Pociągnął nosem i pokręcił głową.
— I Parliament Hill. — Jackson z szerokim uśmiechem uniósł wskazujący palec do góry.
Ja już nie mogłem. Opierałem się na Gyu i obaj składaliśmy się ze śmiechu. Hoya, Ravi
i Mark również. Binnie z Hyunwoo także się śmiali, ale widziałem w ich oczach szczere niedowierzanie.
Gdy się uspokoiliśmy, jeszcze chwilę pogadaliśmy, potem pożegnaliśmy się i rozdzieliliśmy do swoich pokoi.
— O kurde, pan Park się ucieszy. — Gyu otarł łezkę z oka. — Na biurku se je postawi.
— Weź, bo mnie już brzuch boli. — Szturchnął go Hoya. Obaj patrzyli z rozbawieniem jak Jackson ogląda nabyte pamiątki dla naszej rodziny z wytwórni.
— Śmiechy śmiechami, ale kochany to ty jesteś. — Stanąłem przy nim i poczochrałem po głowie.
— No chociaż ty to zauważyłeś, bo tych dwóch potrafi się tylko ze mnie nabijać! — Rzucił
w nich poduszką i przytulił się do mojego brzucha. — Powiedz im coś, bo nie wytrzymię.
Chyba nie muszę mówić, że jak już człowiek zacznie się porządnie śmiać, to nie może przestać? Tak było i w naszym przypadku. Gyu z Hoyą dostali takiej głupawki, że nie sposób było ich opanować. Nigdy chyba ich jeszcze takich nie widziałem… Gadali na przemian jakieś głupoty, wydurniali się i tarzali po łóżkach. Przez nich z Jacksonem płakaliśmy ze śmiechu, bo to, co mówił Gyu nie można nawet powtórzyć. Raczył nas najzwyczajniej w świecie pospolitą bredziochą.
Poszliśmy spać chyba koło drugiej w nocy. Dziwnie było, gdy te śmiechy się skończyły
i zapadła cisza… Z naprawdę bolącymi brzuchami i gardłami, ale w znakomitych humorach wszyscy posnęliśmy. Miałem tylko nadzieję, że nikomu nie przeszkadzaliśmy, bo byłaby naprawdę niezła siara.
No ale długo nad tym nie myślałem, bo sen, w którym sączyłem drinka na tropikalnej plaży pochłonął mnie całkowicie. Widziałem kątem oka, że zbliża się do mnie nawet jakaś dziewczyna…, gdy nagle wrzask z innego pokoju przeciął mój umysł jak okropnie ostry nóż i bezceremonialnie przerwał ciepłe marzenia senne. Jak jeden mąż usiedliśmy przerażeni i spojrzeliśmy w stronę drzwi.
— Kto to był? — zapytał drżącym głosem Jackson.
— Nie wiem… — Dysząc, nic więcej nie dopowiedziałem, bo krzyk rozległ się ponownie. Należał tym razem do dwóch osób… Wyskoczyłem z łóżka. — Dziewczyny!
Słyszałem, że chłopaki wybiegli zaraz za mną, a pozostała czwórka z drugiego pokoju, dołączyła zaraz po tym jak wpadłem jak strzała do naszych koleżanek.
— Co się dzieje?! — Po omacku szukałem włącznika światła, choć potwornie korciło mnie, aby użyć swojej mocy.
— Boże! To było okropne! — Eunnie wpadła mi w ramiona a Jiyeon w Hoyi. Obie aż się trzęsły, choć Jiyeon wydawała mi się bardziej roztrzęsiona, gdy Mark zapalił wreszcie światło.
— Co tu się stało? — Hyunwoo patrzył przejęty na jedną i drugą.
— Daj im chwilkę. — Hoya usiadł z Yeoni na łóżku. Ja zrobiłem to samo z Eunnie.
Co je tak przeraziło?
Po kilku minutach, gdy odzyskały kolory i panowanie nad głosem, mogły w końcu opowiedzieć, co się tutaj wydarzyło.
— Pojawił się nagle — Jiyeon choć zgrywała twardą, teraz naprawdę była wystraszona. — Mężczyzna. Mężczyzna, który podszedł i szarpnął mnie za ręce. Chciał mnie porwać, czułam to! Spójrzcie, co po sobie zostawił! — Pokazała nam swoje krwiście zaczerwienione nadgarstki. Wyraźnie widać było na nich ślady palców. Aż we mnie zawrzało… — Miałam wrażenie, że jego oczy były zupełnie czarne, a jego twarz była blada i kompletnie pozbawiona emocji. — Bawiła się nerwowo palcami, a Hoya uspokajająco głaskał ją po ramieniu. — A może była smutna? A może poważna? Sama nie wiem, ale pewne jest to, że nie miał dobrych zamiarów i gdyby nie wy, na bank by mnie porwał. Eunji nie dałaby radę sama, była równie mocno przerażona jak ja.
— Ale… — Mark rozejrzał się po pokoju — Gdzie on teraz jest?
— Nie żyje. — Spojrzała na niego Yeoni.
— Słucham? — Zmarszczył brwi.
— To był duch Mark, ten facet nie żyje — powiedziała z naciskiem.
— Duch?! — Parę głosów wypowiedziało to słowo niemal równocześnie.
— Zniknął, gdy weszliście — wyjaśniła Eunnie, lekko się ode mnie odsuwając. — Pojawił się nagle, znikąd. Miałam wrażenie jakbym już go gdzieś widziała…
Po krótkiej ciszy Hyunwoo nagle się odezwał:
— To był ten mężczyzna ze snu, prawda? — Aż mnie przeszły ciarki, gdy to powiedział.
— Tak… Tak, to był on. Pamiętam go. — Popatrzyła na Hyunwoo. — Oboje widzieliśmy jak atakuje bezbronne dziewczęta.
— Teraz wy się nimi staliście — odpowiedział z powagą.
Widziałem, że Ravi bardzo chce pomóc Jiyeon w uleczeniu jej ran, ale Hyunwoo, choć niechętnie, nie pozwolił mu na to. Nie mogliśmy pokazywać, kim jesteśmy i jakie posiadamy zdolności. Pozostała nam więc zwyczajna apteczka, w której znaleźliśmy maść i bandaże.
Po tym jak Ravi sprawnie opatrzył jej nadgarstki, stwierdziliśmy jednogłośnie, że ta noc w tym pokoju byłaby dla dziewczyn niebezpieczna. Nie mieliśmy pojęcia, czy duch wróci czy nie, ale lepiej nie kusić losu. Eunnie poszła do Vixxów i reszty, a Yeoni do nas. Pożegnaliśmy się z nietęgimi minami, wciąż przestraszeni i niepewni.
— Śpij w moim łóżku, ja prześpię się w fotelu. — Poprawiłem jej poduszkę i uśmiechnąłem zachęcająco.
— Ale będziesz połamany i pozwijany jak ruski paragraf — powiedziała marszcząc czoło. — Szkoda twoich pleców. — Machnęła ręką idąc już do wspomnianego fotela i gdy chciałem wybić jej ten pomysł z głowy, wtedy z pomocą przybył Jackson.
— Łóżka nie są takie znowu wąskie, więc JB przekima się ze mną a ty Yeoni wskakuj do jego — Poprowadził ją prosto do mojego wyrka, cały czas przekonując, że to jest bardzo dobry pomysł. Nawet ją przykrył i pogłaskał po włosach. — Ty tutaj spokojnie puniaj, a my z Jae sobie poradzimy. Dobranoc! — Pomachał Yeoni z szerokim uśmiechem i pognał do siebie, ciągnąc mnie za rękę.
— Kochany jesteś. Dziękuję i dobranoc. — Odmachała mu i uśmiechnęła się do pozostałych. — Wy też śpijcie dobrze.
Odpowiedzieliśmy jej niemal chórkiem.
Położyłem się obok uchachanego Jacksona.
— No! A tak mi mojej maskotki brakowało! — Przytulił mnie do siebie z taką siłą, że aż mi tchu zabrakło!
— Jacks... Jackson. — Chciałem się trochę odsunąć, ale ten gamoniak objął mnie jeszcze mocniej.
— Cicho, śpij. — Zamknął oczy i jakakolwiek walka o powietrze była już bezsensowna...
Po tym jak Ravi sprawnie opatrzył jej nadgarstki, stwierdziliśmy jednogłośnie, że ta noc w tym pokoju byłaby dla dziewczyn niebezpieczna. Nie mieliśmy pojęcia, czy duch wróci czy nie, ale lepiej nie kusić losu. Eunnie poszła do Vixxów i reszty, a Yeoni do nas. Pożegnaliśmy się z nietęgimi minami, wciąż przestraszeni i niepewni.
— Śpij w moim łóżku, ja prześpię się w fotelu. — Poprawiłem jej poduszkę i uśmiechnąłem zachęcająco.
— Ale będziesz połamany i pozwijany jak ruski paragraf — powiedziała marszcząc czoło. — Szkoda twoich pleców. — Machnęła ręką idąc już do wspomnianego fotela i gdy chciałem wybić jej ten pomysł z głowy, wtedy z pomocą przybył Jackson.
— Łóżka nie są takie znowu wąskie, więc JB przekima się ze mną a ty Yeoni wskakuj do jego — Poprowadził ją prosto do mojego wyrka, cały czas przekonując, że to jest bardzo dobry pomysł. Nawet ją przykrył i pogłaskał po włosach. — Ty tutaj spokojnie puniaj, a my z Jae sobie poradzimy. Dobranoc! — Pomachał Yeoni z szerokim uśmiechem i pognał do siebie, ciągnąc mnie za rękę.
— Kochany jesteś. Dziękuję i dobranoc. — Odmachała mu i uśmiechnęła się do pozostałych. — Wy też śpijcie dobrze.
Odpowiedzieliśmy jej niemal chórkiem.
Położyłem się obok uchachanego Jacksona.
— No! A tak mi mojej maskotki brakowało! — Przytulił mnie do siebie z taką siłą, że aż mi tchu zabrakło!
— Jacks... Jackson. — Chciałem się trochę odsunąć, ale ten gamoniak objął mnie jeszcze mocniej.
— Cicho, śpij. — Zamknął oczy i jakakolwiek walka o powietrze była już bezsensowna...
Nim poszliśmy na śniadanie, ubrani i gotowi do wyjścia, spotkaliśmy się wszyscy w naszym pokoju. Zapewniliśmy dziewczyny, że zejdziemy za parę minut, ale przed tym musieliśmy coś obgadać całą paczką. Chciały oczywiście dołączyć do nas, bo wiedziały, iż temat tejże pogawędki dotyczyłby wczorajszego jegomościa, jednak jakimś cudem udało się je przekonać, by same zeszły na dół i poczekały na nas w jadalni.
— Kurde, nie ma bata. Wzywajcie Rapha, bo czasy sielanki w tym hoteliku już przeminęły. — Mark ze złożonymi rękami na piersi, opierał się o ścianę.
— Nie wiedziałem, że ma jakieś bonusy, gdy przeglądałem oferty... — Binnie czochrał się po głowie zażenowany.
— To nie jest twoja wina, nikt nie mógł tego wiedzieć — uspokoił go Hyunwoo i zwrócił do Marka. — Masz rację, już się za to zabieramy.
— A jak to się robi? — zainteresował się Jackson. Uniósł wysoko rękę i zrobił bardzo dramatyczną minę. — Coś w stylu: o wielki, przepotężny, przenajświętszy Raphaelu, zstąp na ten ziemski padół, bo rasa ludzka jest za słaba, by poradzić sobie sama ze swoimi problemami. Wspomóż nas proszę i...!
— Wystarczy! — Zatkałem mu usta dłonią.
— W rzeczy samej. Wystarczy — Ten głos jak aksamit najwyższej jakości mógł należeć tylko do jednej istoty na tej ziemi.
— Raphael! — Uradowany Jackson wyrwał mi się i popędził prosto do anioła, wskakując na niego i oplatając rękami i nogami. — Wiesz, co tutaj się działo?! Gdzieś ty był gdy ciebie nie było?! Duchy tutaj straszą, na ludzi napadają!
Nieporuszony, ze spokojem ponownie przemówił. Nawet się nie zagiął przez ciężar, jaki na nim wisiał.
— Dlatego przybyłem. Słyszałem, jak każdy was mnie wzywa. — Delikatnie go z siebie zdjął. — Posłuchajcie, tym razem czeka was nieco trudniejsze zadanie niż walka z wampirami.
— Jeszcze trudniejsze od wampiurów?! — zdumiał się Gyu.
— Macie zadanie do wykonania — mówił z powagą, patrząc na każdego z nas. — Nie przypadkiem los zaprowadził was akurat w to miejsce. Mieliście tutaj być. Cała ósemka. — Zrobił palcem koło. — Waszym priorytetem od dziś stanie się uwolnienie zbłąkanych dusz, tułających się w murach tego hotelu. Nie liczcie na szybki sukces, bo walka z tym, co czai się w obślizgłej ciemności zostanie stoczona bez użycia waszych mocy.
— Słucham?! — Hoya aż wstał.
— Jak to? — Binnie i Ravi patrzyli zszokowani po sobie i innych. Każdego z nas wmurowało.
— Nie znajdujecie się w miejscu, w którym pomieszkują tylko istoty nadnaturalne tak, jak było to w przypadku zamku Verturi. Tutaj macie styczność z innymi ludźmi, z pracownikami hotelu czy choćby z waszymi nowymi koleżankami. Nikt z tych osób nie może dowiedzieć się o waszych zdolnościach.
— O matko. — Musiałem sobie usiąść, bo to mnie zdeczka przytłoczyło.
— Rozumiem, że czujecie teraz złość, zrezygnowanie czy zdumienie tą zaistniałą sytuacją, ale należy teraz znaleźć ludzki sposób na radzenie sobie z duchami. — Złożył ręce na piersi. — Mocy używacie tylko wtedy, gdy tego potrzebujecie.
— Ale to będzie ciężkie... — Binnie przygryzł wargę. — Co nam może pomóc?
— Dam wam parę wskazówek, kochani — Spojrzał na nas z łagodnym, pogodnym wyrazem twarzy, a ten czysty, piękny błękit jego oczu uspokoił choć trochę chyba każdego, bo wyczuwalne zdenerwowanie teraz zelżało. — Czystość soli odstrasza i nie pozwoli przekroczyć progu żadnemu złemu duchowi. W pewnej ilości, może je również zranić.
— Trzeba iść na porządne zakupy do spożywczaka — skwitował Ravi.
— Żelazo to kolejna skuteczna broń — dodał Raph. — A zwiększanie swej wiedzy na temat historii tego miejsca jest następną przewagą nad wrogimi zjawami.
— To dobre rady. — Pokiwał głową Mark. — Zaraz odpalam komputer i biorę się do roboty.
— Wysokie zdolności intelektualne Marka i umiejętność walki Jacksona — Popatrzył na obu z uśmiechem. — przydadzą wam się bardziej niż myślicie. Co więcej, macie Hyunwoo.
— Mnie? — Wskazał na siebie zdumiony. — A co ja mogę?
— Twój umysł odpowie ci na to pytanie już w najbliższej przyszłości.
Hyunwoo zamilkł wpatrzony w archanioła. Nic nie rozumiał, choć wyraźnie chciał pojąć o czym mówił Raphael.
— Sól, żelazo, wiedza i wasza pomysłowość pomogą w rozwikłaniu tej zagadki, pokonają duchy, uwolnią te dobre i wreszcie dadzą wam wymarzone wakacje.
— Dziękujemy. — Ukłoniliśmy się grzecznie naszemu stróżowi.
— Wierzę w was, moi drodzy. Nie poddawajcie się i bądźcie silni. Wykonajcie właściwie tę misję. — Ostatni raz obdarował nas krzepiącym uśmiechem, a po chwili już go nie było. Ostał się po nim jedynie połyskujący w świetle dnia, złoty pyłek. Jeszcze przez dobrą minutę patrzyliśmy tępo w miejsce, w którym stał chwilę temu.
— Wiecie — przerwał ciszę Hoya. — Teraz może chodźmy coś zjeść a potem weźmy się do roboty, co wy na to?
— Z pełnymi brzuchami, będzie lepiej szło — zgodził się Gyu. — Idziemy, panowie. — Machnął ręką.
— Nie znajdujecie się w miejscu, w którym pomieszkują tylko istoty nadnaturalne tak, jak było to w przypadku zamku Verturi. Tutaj macie styczność z innymi ludźmi, z pracownikami hotelu czy choćby z waszymi nowymi koleżankami. Nikt z tych osób nie może dowiedzieć się o waszych zdolnościach.
— O matko. — Musiałem sobie usiąść, bo to mnie zdeczka przytłoczyło.
— Rozumiem, że czujecie teraz złość, zrezygnowanie czy zdumienie tą zaistniałą sytuacją, ale należy teraz znaleźć ludzki sposób na radzenie sobie z duchami. — Złożył ręce na piersi. — Mocy używacie tylko wtedy, gdy tego potrzebujecie.
— Ale to będzie ciężkie... — Binnie przygryzł wargę. — Co nam może pomóc?
— Dam wam parę wskazówek, kochani — Spojrzał na nas z łagodnym, pogodnym wyrazem twarzy, a ten czysty, piękny błękit jego oczu uspokoił choć trochę chyba każdego, bo wyczuwalne zdenerwowanie teraz zelżało. — Czystość soli odstrasza i nie pozwoli przekroczyć progu żadnemu złemu duchowi. W pewnej ilości, może je również zranić.
— Trzeba iść na porządne zakupy do spożywczaka — skwitował Ravi.
— Żelazo to kolejna skuteczna broń — dodał Raph. — A zwiększanie swej wiedzy na temat historii tego miejsca jest następną przewagą nad wrogimi zjawami.
— To dobre rady. — Pokiwał głową Mark. — Zaraz odpalam komputer i biorę się do roboty.
— Wysokie zdolności intelektualne Marka i umiejętność walki Jacksona — Popatrzył na obu z uśmiechem. — przydadzą wam się bardziej niż myślicie. Co więcej, macie Hyunwoo.
— Mnie? — Wskazał na siebie zdumiony. — A co ja mogę?
— Twój umysł odpowie ci na to pytanie już w najbliższej przyszłości.
Hyunwoo zamilkł wpatrzony w archanioła. Nic nie rozumiał, choć wyraźnie chciał pojąć o czym mówił Raphael.
— Sól, żelazo, wiedza i wasza pomysłowość pomogą w rozwikłaniu tej zagadki, pokonają duchy, uwolnią te dobre i wreszcie dadzą wam wymarzone wakacje.
— Dziękujemy. — Ukłoniliśmy się grzecznie naszemu stróżowi.
— Wierzę w was, moi drodzy. Nie poddawajcie się i bądźcie silni. Wykonajcie właściwie tę misję. — Ostatni raz obdarował nas krzepiącym uśmiechem, a po chwili już go nie było. Ostał się po nim jedynie połyskujący w świetle dnia, złoty pyłek. Jeszcze przez dobrą minutę patrzyliśmy tępo w miejsce, w którym stał chwilę temu.
— Wiecie — przerwał ciszę Hoya. — Teraz może chodźmy coś zjeść a potem weźmy się do roboty, co wy na to?
— Z pełnymi brzuchami, będzie lepiej szło — zgodził się Gyu. — Idziemy, panowie. — Machnął ręką.
Zeszliśmy do jadalni wciąż myśląc nad słowami naszego archanioła...
0 komentarze:
Prześlij komentarz