Wolność Dusz, rozdział IX

  Hyunwoo poczuł jak do jego nozdrzy dociera, mdlący, nieprzyjemny zapach. Najgorsze było jednak to, że kompletnie nic nie widział. Miał wrażenie jakby otaczała go przytłaczająca, nieprzenikniona ciemność. Odczuwał strach, a migające obrazy z rozmazanych, stawały się coraz wyraźniejsze. Patrzył na nie, jak na zdjęcia, które ktoś starał się przewijać szybciej i szybciej, aby dojść jak najprędzej do tych ładnej jakości.
   Przerażony dostrzegł w końcu młodą, atrakcyjną kobietę. Siedziała w wannie z odchyloną głową i uśmiechem na twarzy. Wyglądała na zrelaksowaną dzięki swej gorącej kąpieli.
   Ujrzał jej zamknięte oczy, potem kolejny obraz ukazał tylko długie, rozpuszczone włosy, następny uśmiech i ostatni intensywną czerwień… Z początku nie był pewien, czym ona właściwie była, dopóki nie dostrzegł nagich, smukłych ramion kobiety zanurzonych w wodzie.
  Znów został zaatakowany tym dziwnym zapachem, teraz jednak znacznie wyraźniejszym. Usłyszał jej donośny, trochę niepokojący śmiech.
     Uniosła mokrą rękę, patrząc na nią z nieskrywaną radością.
   Intensywna, głęboka czerwień oraz ten charakterystyczny zapach kolejny raz uderzyły, przyprawiając Hyunwoo o mdłości.
   Obrazy przewijały się coraz szybciej, a śmiech kobiety pobrzmiewał jeszcze głośniej w jego obolałej głowie. Czuł w ustach jakiś okropny posmak, którego nie był w stanie zdefiniować przez towarzyszący mu paraliżujący lęk.
   I w końcu ten jeden pokazał coś, czego tak bardzo się obawiał…
   Kobieta, bowiem nie brała zwyczajnej kąpieli.
   To nawet nie była woda.
   Wannę wypełniała świeża, gorąca krew, której zapach wraz z donośnym, psychodelicznym rechotem przyprawiły go w tej chwili o nieznośny, ostry ból w skroniach.
   Zakrztusił się i cały spocony gwałtownie usiadł na łóżku. Syknął, przykładając dłonie do głowy. Wciąż niemiłosiernie go bolała, a metaliczny, paskudny smak w ustach nie zelżał ani odrobinę.


— Coś mizernie dziś wyglądamy, przyjacielu. — Ravi mieszał swoją świeżo zaparzoną kawę, patrząc z przykrością na Hyunwoo.
— Znowu koszmary — wychrypiał. Gardło miał wysuszone na wiór, a powieki ciężkie jak z ołowiu wciąż mu opadały. Blady, z podkrążonymi oczami, nie wiedział, dlaczego czuje się aż tak źle. Poranne słońce go raziło, wręcz wzbudzało w nim irytację. Co chwilę się wzdrygał, jakby przechodziły go dreszcze.
— Jak dojdziesz do siebie i coś zjesz, opowiesz co ci się śniło. — Hongbin nakładał cieplutkie pancake’i na talerz kolegi, polewał je syropem klonowym i co pewien czas spoglądał na Hyunwoo.
— Nie jestem głodny — powiedział niskim, wręcz nieswoim głosem, gdy przyjaciel położył przed nim talerz z jedzeniem.
— Musisz coś zjeść. Nie chcę żebyś nam gdzieś orła wywinął. — Ravi posłodził kawę Hyunwoo, wymieniając z kolegą z zespołu zdziwione spojrzenia.
— Wolałbym się napić — zrzędził, mrużąc oczy przez jasne światło.
— Kurde, wyglądasz jakby cię z krzyża zdjęli. — JB usiadł naprzeciwko. — Znowu miałeś koszmary?
   Hyunwoo przełknął ślinę. Wpatrywał się w zaniepokojonego kolegę z coraz większą intensywnością. Nie odpowiedział na jego pytanie, po prostu na niego patrzył.
— Halo, tu Ziemia do medium. — Jackson machał ręką tuż przed jego twarzą, ale ten nawet nie drgnął.
— Co mu jest? — zdumiała się Jiyeon.
— Sam chciałbym wiedzieć. — JB pstryknął palcami tuż przy samym jego nosie, ale Hyunwoo bez mrugnięcia okiem, pociągnął go za dłoń, przycisnął ją gwałtownie do stołu, przez co Jae z krzykiem aż się na nim położył i szarpnął mocno za włosy, odchylając z siłą jego głowę.
— Wynoś się stąd! Wynoś! — wrzasnął, wręcz ryknął mu prosto w twarz.
— O cholera! — Ravi wraz z Hongbinem próbowali go oderwać od bezbronnego, wyrywającego się kolegi, podczas gdy Gyu i Jackson ciągnęli JB za rękę i tułów, jednak Hyunwoo za nic nie chciał go puścić. Wył na całe gardło, nie dając za wygraną.
— Odsuńcie go od niego! — krzyknął spanikowany Mark, przez strach i szok wbity w ziemię i blady jak ściana.
— Próbujemy! — Ravi z Hongbinem mimo silnej budowy ciała, nie mogli odsunąć Hyunwoo na tyle, by puścił rękę JB.
— Pożałujecie tego! — zawył opętany chłopak, uderzając głową Jae prosto w jeden z talerzy. Dziewczyny głośno pisnęły, a Mark wreszcie wyrwał się z paraliżującego go odrętwienia i rzucił się na pomoc swojemu przyjacielowi. Dopiero z jego udziałem, zdołali we trójkę oderwać Hyunwoo od JB. Powalili go na ziemię, wijącego się, wrzeszczącego o oczach czarnych jak smoła.
— Do światła z nim! — Mark chwycił go za jeden z nadgarstków, Ravi za drugi i wspólnymi siłami przeciągnęli go pod same okno. Hyunwoo zaryczał, wygiął ciało w łuk i opadł nieprzytomny.
   Cisza zapadła tak gwałtownie, że każdy w tym momencie odetchnął z ulgi, ale i poczuł pełzające ciarki wzdłuż całego kręgosłupa.
— Kuźwa, co to miało być?! — wybuchnął po chwili Hoya, podczas gdy stękający JB dopiero teraz powoli, ostrożnie się podniósł.
— Żyjesz?! — Jackson patrzył na niego przerażony z szeroko otwartymi oczami. Jego kąciki ust zaczęły nagle nerwowo drgać i mimo strachu, nie mógł nie parsknąć śmiechem.
   Pancake odkleił się od czoła i plaskająco spadł na podłogę. Po chwili dołączyły do niego pozostałe dwa, powoli zsuwając się z obu policzków i ukazując wszystkim twarz całkowicie wysmarowaną syropem klonowym sklejającym jedno z jego oczu.
— Bardzo kurde śmieszne — powiedział z powagą, podczas gdy pozostali uśmiechali się bądź roześmieli się tak samo szczerze jak Jackson.
— Przynajmniej miałeś miękkie lądowanie. — Gyu rozbawiony podał mu chusteczkę.
— To nic nie da, muszę umyć facjatę, a wy zajmijcie się Hyunwoo. — Sztywny, jakby połknął kij i dodatkowo został ubrany w przyciasny gorset, wyszedł powoli z jadalni. Jiyeon z Jacksonem poszli z nim, ledwo powstrzymując się od śmiechu. Kiedy we trójkę mijali kontuar zdumionego recepcjonisty, JB uniósł rękę na przywitanie a reszta skinęła grzecznie głowami, przyspieszając nieco kroku.
   Pozostali zebrali się przy wciąż nieprzytomnym Hyunwoo.
— Nikt nie może zobaczyć go w takim stanie, bo będzie przypał — powiedział Hoya, oglądając się co chwilę za ramię.
— Stary, a wiesz jak wyjaśnić obsłudze hotelu te dzikie wrzaski? — zapytał Gyu. — Już na bank mają nas za wariatów.
— Każdy by miał. — Ravi oparł nogi przyjaciela o ścianę i kolistymi ruchami począł masować jego skronie. Nie było tego widać, ale używał swej anielskiej mocy uzdrawiania, by choć trochę pomóc koledze i możliwie jak najszybciej go obudzić.
— Powiemy, że zasłabł i tyle — rzucił Hongbin.
— A jak wytłumaczysz te hałasy i ryki rodem z samego piekła? — Gyu złożył ręce na piersi.
— Złym humorem? — Uśmiechnął tym swoim jednym z najsłodszych uśmiechów.
  Sunggyu uniósł wskazujący palec, nawet otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili tylko westchnął i machnął ręką.
— Boże… — Usłyszeli po chwili jęk wykończonego Hyunwoo.
— Ja pierdzielę, ale żeś dał pokaz. — Hoya patrzył na niego kręcąc głową.
— Co zrobiłem? — mówił cicho, marszcząc się przez ból w całym ciele.
— Kazałeś wynosić się JB i wsadziłeś mu twarz w talerz pancake’ów. — Gyu powstrzymywał się, żeby nie parsknąć śmiechem.
— O cholera. — Wybałuszył oczy i zdjął nogi ze ściany. — Nic mu nie jest? — Usiadł, asekurowany przez Raviego.
— Wyszedł stąd trochę sztywny, ale jest cały — zapewniła go Eunji.
— To dobrze — powiedział z wyraźną ulgą. Zacisnął mocno powieki i stęknął z bólu. — Muszę się położyć… Zaraz łeb mi eksploduje.
— Faktycznie coś niewyraźny jesteś. — Gyu pochylił się, aby przyjrzeć się ledwo żyjącemu koledze. Pokręcił głową. — Jesteś w stanie poruszać się o własnych siłach?
   Hyunwoo powoli, nieco niezdarnie wstał z podłogi, lecz nie ustał w pionie dłużej niż parę sekund. Zachwiał się i oparł plecami o ścianę. Westchnął ciężko.
— Dajcie mi jakiś dźwig, wrzućcie na taczkę i zabierzcie do pokoju, bo inaczej nie dam rady. — Zbladł jeszcze bardziej, przymykając na chwilę oczy.
— Biedactwo. — Eunji położyła dłonie na jego policzkach i rozpalonym czole. Był rzeczywiście w fatalnym stanie i gdyby nie Ravi, znów poleciałby z hukiem na ziemię. — Właduj go sobie na plecy i połóż w łóżku. To opętanie tak go wymęczyło, że bidok ustać nie może. — Patrzyła ze szczerym smutkiem na wycieńczonego Hyunwoo.
— Się robi. Chodź, stary. — Ravi lekko przykucnął a kolega położył się na nim, słabo obejmując go w szyi. — Się prześpisz, później coś przekąsisz i zobaczysz, będziesz jak nowy. — Z uśmiechem wstał, poprawił go sobie, żeby gdzieś po drodze mu się nie zsunął i ruszył powoli w stronę wyjścia z jadalni.
   Pozostali patrzyli za nimi z nietęgimi minami pozbawieni jakiejkolwiek chęci dokończenia
i tak już zimnego śniadania. 
* * *
   Po doprowadzeniu swojej twarzy do porządku (a trochę to trwało, bo syrop był nieugięty), zebraliśmy się klasycznie w naszym centrum dowodzenia, poza Hyunwoo, który spał w drugim pokoju. Właściwie to każdy z nas był przejęty jego beznadziejnym stanem i mieliśmy nadzieję, że w miarę szybko do siebie dojdzie. 
  Jeżeli natomiast chodzi o zmorę… Manifestowała ona swą siłę, obecność i to, że stać ją na coś znacznie więcej niż tylko wymachiwanie tymi swoimi strasznymi łapskami. Co gorsza, nie skończyło się na tej trwożnej akcji na cmentarzu, ale dobitnie pokazywała nam, że będzie nas szykanować również w hotelu. Szczerze powiedziawszy, robiło się coraz goręcej. Jeżeli potrafiła przesuwać zasłony, opętać człowieka, to do czego jeszcze mogła być zdolna?  
  I dlaczego zaatakowała akurat mnie? Zwykłym pstrykaniem palców rozjuszyłem to coś, że kazało mi się wynosić i zrobiło mi fizyczną krzywdę? Wciąż się nad tym zastanawiałem, bo naprawdę nie dawało mi to spokoju. Ta myśl uczepiła się mocno jak ślepy nietoperz włosów.
   Z ekipą poruszyliśmy raz jeszcze temat domostwa państwa McCayów. W rozmowie nie udzielał się jedynie pochłonięty pracą przy komputerze Mark.
— Wiecie, że zwykły duch nie może ot tak opętać człowieka? — Jiyeon bardziej stwierdziła, niż zapytała. — Ten upiór jest czymś znacznie gorszym. Cechuje go nienawiść, siła i agresja. Musimy być teraz naprawdę cholernie ostrożni. — Złożyła ręce na piersi.
— Dlatego powinniśmy być uzbrojeni w żelazo, żeby móc się przed nim bronić — dodał Hoya, patrząc po pozostałych.
— Proponuję kupić też więcej soli. — Eunji uniosła wskazujący palec. — Bo niestety, ale pokojówka wszystko wysprzątała.
— Ja nie będę znowu robić z siebie idioty — odrzekł z pewnością siebie Gyu.
— Możesz robić za pielęgniarkę Hyunwoo— Pstryknąłem w jego stronę, a ten posłał mi złowrogie spojrzenie przez słowo na „p”. — W sumie, tak po chwili namysłu stwierdzam, że też wolałbym zająć się czymś innym niż łażeniem po sklepie.
— Może przejrzyj plany domu McCayów? — zaproponował po chwili Hoya.
— W tej ogromniastej bibliotece?
— Nie, w moim telefonie. — Rzucił mi komórkę z cwanym uśmiechem.
— Jak tyś to zrobił?! — zdumiał się Binnie. — Przecież tam był zakaz pstrykania fotek.
— Ma się ten talent. — Wzruszył ramionami z wyraźną dumą. — Wiedziałem, że jeszcze mogą się przydać.
— Wow! Szacun! — Jackson przybił Hoyi głośną piątkę.
   No nie powiem, każdego pozytywnie zadziwił, choć zawsze uważałem go za szczwaną bestię, to i tak udało mu się mnie zaskoczyć.
— A właśnie. — Puknąłem się w czoło. — Co mówił Raaa… Mmm! — Gyu w ostatniej chwili zatkał mi usta dłonią.
— Kto? — zainteresowała się Eunji.
— Taki bibliotekarz. — Wyszczerzył się Binnie. — Mówił, że należy poznać historię danego domostwa, aby móc rozwiązać jego tajemnicę. Dlatego właśnie teraz musimy się za to zabrać.
   Eunnie ze zrozumieniem pokiwała głową i odwzajemniła szeroki uśmiech naszego czarusia.
— Tylko jak my właściwie mamy to zrobić? — Jackson patrzył na nas bezradnie. — Przecież czego mieliśmy się dowiedzieć, dowiedzieliśmy się. Co było do sprawdzenia, sprawdziliśmy. Więc co nam da ponowne przeglądanie tych planów?
   W tym momencie każdy jakby przygasł. Przyznaję, że miał słuszność w tym, co mówił i faktycznie, w czym miało nam to pomóc? Prawdą było, iż teraz znajdowaliśmy się w sytuacji patowej. Cóż mieliśmy poradzić na tego upiora? Odprawić egzorcyzmy, żeby pozbyć się go raz na zawsze? Księdza wezwać?
   Nie, przecież Gyu coś wspominał, że może tylko pogorszyć i jeszcze bardziej rozwścieczyć tę zjawę.
   W tej chwili bezsilność dopadła wszystkich.
— Niezła kicha — podsumował Ravi po długim milczeniu. Lepiej bym tego nie ujął.
— Nie do końca. — Mark, który przez ten cały czas nie uczestniczył w rozmowie ani we wspólnej depresji, spojrzał na nas z błyskiem w oku. — Hyunwoo to medium, prawda? Do jego zdolności należeć mogą psychometria, jasnowidzenie i przede wszystkim jest pośrednikiem między życiem a śmiercią. Może używać swojego umysłu bądź ciała jako kanału, przez który duchy dostają możliwość komunikowania się z ludźmi. Nie dziwi zatem fakt, że zmora wybrała akurat jego, żeby wyrazić swoją wrogość i ogromną wściekłość.
— To ma sens. — Kiwałem powoli głową, pochłaniając non-stop napływające informacje.
— Słuchajcie, jeśli się nie mylę, Hyunwoo miewa wizje. Jego koszmary nie są zwyczajnymi snami a obrazami z przeszłości. — Zamknął laptopa i oparł się na nim łokciem. — Wizje łączą się bezpośrednio z umiejętnością psychometrii, którą cechuje zdobywanie wiedzy poprzez dotykanie różnorakich przedmiotów. Natomiast sama psychometria łączyć się może z retrokognicją.
— Czym ona jest? — zapytała zafrapowana Eunji.
— To wiedza o zdarzeniach, które rozegrały się w przeszłości. — Uśmiechnął się. — Więc już chyba nie muszę tłumaczyć, po co nam zdjęcia planów? — Spojrzał na nas porozumiewawczo. — Należy odnaleźć miejsce, w którym skumulowana jest największa ilość energii, wyczuwalnej jedynie przez naszego Hyunwoo. Tylko dzięki niemu i jego szóstemu zmysłowi, dowiemy się, jak mroczną historię skrywa w sobie ten hotel.
   Kopary nam opały.
   Wziął i nas zabił.
— Miałeś kiedyś styczność z taką wiedzą? — spytał z szerzej otwartymi oczami Ravi.
— Nie, nie miałem — odparł z takim uśmiechem, jakby nie miał pojęcia o co mu chodzi.
— To jak ty tak idealnie żeś to zapamiętał? Bez choćby rzucenia okiem do laptopa? — Nie mógł wyjść z szoku.
— Bo nasz Mark jest geniuszem! — Pękający z dumy Jackson, przykicał do przyjaciela tuląc go teraz tak mocno, że zacząłem się martwić, czy ten jest jeszcze w stanie oddychać.
— Bez przesady, gdyby nie Internet…
— Cicho, daj mi się nacieszyć — szepnął, ściskając go jeszcze mocniej.
— No dobrze — odezwał się Gyu. — Musimy teraz czekać, aż Hyunwoo wróci do żywych i o wszystkim mu powiedzieć plus zadbać o dodatkowe kilogramy soli.
— Tak zrobimy. — Zasalutował żartobliwie Hoya. — Mogę pojechać do spożywczaka. Ktoś chętny na wycieczkę?
— Ja! — Podskoczył podekscytowany Jackson. — Muszę dokupić trochę przysmaków dla chłopaków z 2PM. Wiecie, jak oni kochają wcinać. Właściwie to żyją po to, by jeść, dlatego byliby bardzo zawiedzeni gdybym nic im nie przywiózł.
— Już słyszę to marudzenie Junho. — Roześmiałem się a Mark razem ze mną.
— No to ruszamy, stary. — Hoya drapnął kluczyki z szafki nocnej.
   Wyszli, dyskutując namiętnie o kanadyjskich przysmakach, podczas gdy Eunji z Gyu zapewnili, że porozmawiają z Hyunwoo i przyniosą mu coś dobrego do jedzenia, bo ten biedak nie miał nic w ustach od samego rana.
   Ravi z Hongbinem postanowili zadbać o jakąś broń z żelaza, a ja z Markiem i Jiyeon przyglądaliśmy się planom domostwa, które kolega przerzucił na swojego laptopa. Tak było znacznie wygodniej, niż patrzenie na niewielki ekran komórki we trzy osoby.

0 komentarze:

Prześlij komentarz