Wolność Dusz, rozdział XIX


  Mniej więcej tydzień wolnego, który nam jeszcze pozostał, spędziliśmy najlepiej jak tylko potrafiliśmy. Zwiedzaliśmy, kilka razy byliśmy w swoim ulubionym aquaparku, jadaliśmy w różnistych restauracjach i cukierniach, chodziliśmy na zakupy do kanadyjskich sklepów i pstrykaliśmy sobie fotki niemalże w każdym miejscu, w którym przebywaliśmy. Ta część wakacji była zdecydowanie jedną z najlepszych, jakie w życiu przeżyłem. Co więcej dowiedzieliśmy się z Internetu, że zaginione dziewczęta zostały pochowane w poświęconej ziemi. Na to w pełni zasługiwały i ta wiadomość bardzo nas ucieszyła. Była też jeszcze jedna informacja... Kilka nocy wcześniej nad Notre Dame Cemetery zaobserwowano tajemniczą kolorową łunę światła. Niektórzy świadkowie są święcie przekonani, iż byli świadkami UFO. Nie muszę chyba mówić jak głośnym śmiechem wybuchliśmy...
   Jiyeon natomiast od tamtej nocy ani razu nie poruszyła tematu ‘’aniołów’’. Zachowywała się tak, jakby ta informacja o nas nigdy do niej nie dotarła. Teraz, gdy szliśmy ulicą przez centrum miasta, co chwilę zerkając na witryny sklepowe, nagle zatrzymała się przy punkcie z elektroniką. Wpatrywała się szeroko otwartymi oczami w niewielki telewizor za oknem. Co w nim ujrzała? Chłopaka w różowym płaszczu i rudych włosach w lekkim nieładzie z wściekłością wymalowaną na twarzy. Po chwili zobaczyła tego samego chłopaka w białej koszulce z kolorowym sporym wzorkiem na piersi i resztą jego kolegów, z którymi równo tańczył znaną w Korei i jak widać nie tylko w niej, charakterystyczną choreografię. Gdy śpiewał, ja sam otworzyłem usta i śpiewałem równo z nim:
— Niga hamyeon da manneun mari dwae… — Uśmiechałem się szeroko, a reszta przyjaciół cicho podśpiewywała resztę tekstu.
   Odwróciła się do mnie powoli z oczami jak dwa okrągłe spodki, po czym znów spojrzała na telewizor i ponownie na mnie.
— O Boże… o Boże… To ty… To wy… — Złapała się za głowę tak zszokowana, że aż parsknąłem śmiechem. Nie wiedziałem, że w taki właśnie sposób się o tym dowie. — Jesteś rudy… kurde, masz tutaj rude włosy! — Oparła się dłońmi o szybę i mocno przycisnęła do niego nos. — I Jackson tu jest! I Mark! Jesteście gwiazdy! — Odkleiła się od okna i zbliżyła do nas. — GOT7. Jesteście GOT7!
— Zgadza się, skarbie. — Jackson puścił jej oczko z promiennym uśmiechem.
— Hoya i Gyu są z Infinite, Ravi z Binnim z VIXX, a nasze medium Hyunwoo jest aktorem. — Przedstawiłem kolejno swoich kolegów, a dziewczyny wpatrywały się w nas nieźle zdumione co chwilę przenosząc wzrok z jednej osoby na drugą.
— Moja siostra… O kurde, kilka miesięcy temu opowiadała mi o tym, że znalazła sobie jakąś nową miłość — mówiła Jiyeon nie mogąc przestać jednocześnie gestykulować. Cała była nakręcona. — I wiecie, to dziecko. Ma dwanaście lat, nie zwracałam większej uwagi na to przez wieczne zabieganie i myśli, że na pewno niedługo jej się to znowu zmieni. Nie przywiązywałam do tego większej wagi. Teraz pamiętam! Mówiła o GOT7! — Wskazała palcem na naszą roześmianą trójkę. — I o swoim ulubieńcu. Wysłała mi nawet jego zdjęcie, ale tylko pobieżnie rzuciłam na nie okiem. Cholera, czekajcie, zaraz je znajdę. — Ręce tak niemiłosiernie jej trzęsły, że bałem się, czy nie upuści komórkę na chodnik. Po niecałej minucie poszukiwań pokazała nam telefon. — To ty jesteś jej nowym obiektem westchnień! — Zobaczyłem swoje zdjęcie i znowu się zaśmiałem.
— I nie poznałaś mnie, co? — Złożyłem ręce na piersi.
— No… Nie — przyznała. — Niby coś tam mi świtało, ale stwierdziłam, że mi się wydaje. I jeszcze coś. — Poszukała przez chwilę czegoś w telefonie i znowu podniosła na nas wzrok. — Jackson, Mark, BamBam, Youngjae, Jinyoung i Yugyeom. Nawet mi ich wymieniła, znaczy was. — Wyszczerzyła się. — Stwierdziła, że kocha wszystkich, ale jednak JB to jej ultimate bias… — Czytała bodajże wiadomość od swojej siostry, marszcząc czoło przy dwóch ostatnich słowach. — Co to znaczy?
— Jej ulubieniec numer jeden. — Mark oparł się na moim ramieniu. — No, no stary. Dwa kobiece serca zgarnąłeś, nie znałem cię od tej strony.
— Chciałbym ją poznać. — Ożywił się Jackson.
— I pozbawić mnie siostry? — Zaśmiała się Jiyeon. — Przecież jak was zobaczy, to zejdzie na zawał.
— A ty teraz omal nie zeszłaś? — zapytałem zaczepnie.
— Oj, zeszłam! Boże! Wy takie gwiazdy, a my z Eunji nawet o tym nie miałyśmy bladego pojęcia.
— Musimy zacząć słuchać k-popu! — Eunnie chwyciła Gyu za ramię. — Muszę wiedzieć, jak śpiewają nasi przyjaciele. — Uśmiechała do niego z wielką słodyczą roztapiającą nawet najzimniejsze, najtwardsze serce. Gyu nie mógł nie odwzajemnić jej uśmiechu.
   Zaczęliśmy im o sobie opowiadać. Jak staliśmy się piosenkarzami, jak się poznaliśmy, jakie pozycje mamy w zespole, jaką muzykę śpiewamy. Niemalże co chwilę wzdychały ze zdumienia, bądź chciały usłyszeć nas acapella. Szczególnie raperów — Hoyę i Raviego. Były w niemałym szoku, gdy dowiedziały się, iż nawet aktor potrafi śpiewać, a piosenkarze grać w serialach. To była długa, szczera, bardzo ciepła i pełna emocji rozmowa. Coś, czego zdecydowanie się nie zapomina.

   Tydzień później nadszedł moment tak niemiłosiernie ciężki, przykry i smutny, że chciałem, by była możliwość cofnięcia się w czasie i przeżycia raz jeszcze najlepszych ostatnich dni mojego życia. Staliśmy na lotnisku czekając na nasz samolot do Korei. Rozmawialiśmy z dziewczynami, ale nie była to lekka pogawędka. Mimo uśmiechów na twarzach, w każdym z nas uczucie smutku stawało się z chwili na chwilę coraz bardziej wyraziste i wręcz dominujące.
   Ja z Gyu mieliśmy najbardziej przeżyć to rozstanie, ale wcale nie lepiej znosili to pozostali. Cała nasza ekipa tak mocno zaprzyjaźniła się z Eunji i Jiyeon, iż teraz ciężko było sobie wyobrazić dzień bez nich. Zbliżyliśmy się do nich, a one do nas. Przeżyliśmy razem pełne grozy dnie i noce, ale również te wspaniałe i zabawne. Razem dążyliśmy do uwolnienia dusz biednych dziewcząt i zawsze wszyscy się wspieraliśmy. Koleżanki dodawały nam otuchy i siły. Stały się naprawdę wartościowymi dla nas osobami.
   Widziałem, jak Eunji po wytuleniu i ucałowaniu w policzek każdego z nas poszła z drżącą wargą do Sunggyu. Objął ją mocno i pozwolił, by przez dłuższy moment po prostu stała i tuliła się do jego piersi w milczeniu. Głaskał ją po włosach i szeptał jakieś słowa do ucha. Jiyeon także po tym samym, co robiła Eunnie z resztą, podeszła do mnie z zaciśniętymi ustami.
— Tylko mi się tutaj nie rozklejaj. — Przyciągnąłem ją do siebie
— Łatwo ci mówić — burknęła. — Co ja mam ze sobą zrobić, jak was nie będzie? Przecież my tu bez was uschniemy. — Spojrzała z dołu z wyrzutem, ale widziałem, że w jej oczach jest również wielki smutek. Czułem się fatalnie, iż nie mogłem zabrać Yeoni ze sobą.
— Dacie radę. — Gładziłem ją po głowie. — Jesteście najodważniejszymi i najsilniejszymi dziewczynami, jakie znam. Kto sobie poradzi, jak nie wy? — Uśmiechnąłem się do niej, jednak z trudem mi to przyszło.
— Dzięki za wiarę — odwzajemniła lekko uśmiech i cmoknęła mnie w usta. — Farbniesz się jeszcze kiedyś na taki rudy kolor? — wyszczerzyła się.
— A chcesz? Podobał ci się?
— Zarąbiście wyglądałeś.
— No nie wiem, raczej nie mam w planach tego koloru.
— No weź, chociaż szamponetką. — Szturchnęła mnie. — Proszę. — Zatrzepotała rzęsami
i oboje po chwili się zaśmialiśmy.
— Pomyślę nad tym. — Przytuliłem ją jeszcze mocniej i teraz nic nie byłoby w stanie jej ode mnie odsunąć. Wiedziałem, że, gdy się rozdzielimy, jakaś część mnie tutaj zostanie. Nie mogłem czuć się pełny, kiedy ona miała zostać w Kanadzie, a raczej w Stanach, do których na pewno miały zamiar wracać tego samego dnia. Więź, jaka nas łączyła była imponująca, wyjątkowa i niezwykle silna. Określiłbym to wręcz magią. Coś niespotykanego i fantastycznego. Nigdy nie czułem czegoś choćby podobnego.
   Parę minut przed wylotem obdarowaliśmy się ostatnim, długim i bardzo ciepłym całusem w tym kraju. Potwornie ciężko było mi oderwać się od jej ust, ale przecież nie mogłem nie wrócić z pozostałymi. W końcu pomachaliśmy sobie ostatni raz i wszyscy na maxa zdołowani wróciliśmy do Korei.

0 komentarze:

Prześlij komentarz