Witam! :D
Dziś przychodzę do Was z one-shot'em. Chciałabym przedstawić coś, co niedawno wpadło mi do głowy - wizja zespołu Seventeen kilka lat później! Mam nadzieję, że Wam się spodoba i proszę o komentarze! <3
Seungcheol niedawno wrócił do domu po treningu i stwierdził, że musi się położyć. Po tylu latach zespół pracował jeszcze ciężej niż w czasie debiutu, by utrzymać wieloletnich jak i nowych fanów i nie zawieść ich swoją muzyką. Wciąż sami ją tworzyli, osiągali wiele i wspierali się nawzajem, a on jako lider był za to wszystko najbardziej odpowiedzialny.
Po cichutku, na paluszkach do sypialni , w której spał lider Seventeen weszła trójka dzieci. Chłopcy w wieku 3, 5 i 6 lat wskoczyli na łóżko, trzymając w rączkach po kilka pisaków. Po chwili do pomieszczenia wbiegła śliczna, siedmioletnia dziewczynka, tupiąc z dezaprobatą nogami.
- Nie róbcie tego tatusiowi! Będzie smutny i nie dostaniemy słodyczy przez tydzień!
- Nie krzycz tak, bo się obudzi… - odezwał się najstarszy brat. - Wujek DK powiedział, że to będzie fajny numer! - uśmiechnął się, dumny z pomysłu.
- Tata mówi by nie ufać temu wujkowi… Zezłości się na was. - zszokowana patrzyła jak bracia rysują na rękach i policzkach taty różnokolorowe wzorki. Chciała by przestali, ale młodsze rodzeństwo kochało figle i nigdy jej nie słuchało.
Nagle Seungcheol wzdrygnął się i powoli otworzył oczy. Dzieci zdążyły pochować się za poduszkami, nim zorientował się w sytuacji.
- Chłopcy, co tu się właściwie dzieje? - zapytał, zupełnie nieświadomy. Kiedy wszyscy wybuchli śmiechem, podbiegł do lustra w łazience, czując co może być na rzeczy. - Yah! Jezu, jak ja się na ulicy pokaże! - zastanowił się chwilę nad rodzajem zemsty i wrócił do sypialni z miską wody. Nabierał ją na dłonie i chlapał na chłopców, w czym pomagała mu córeczka. Bracia próbowali uniknąć zmoczenia, ale tata był bezwzględny. Sam poczuł się jak kilkulatek i wiedział, że nie może przegrać tej rundy.
- Ehh, wiedziałam, że nie powinnam zostawiać was samych… - przewróciła oczami, ale nie mogła powstrzymać śmiechu. Każdy poranek był inny, pełen wrażeń, a dzieci uwielbiały tatusia. Była szczęśliwa widząc tą rodzinną sielankę.
- Kochanie, nie musisz się bać pana doktora. - Jeonghan ukucnął przed siedmioletnią dziewczynką i pogłaskał ją po główce. Miała śliczne, długie włosy, a członkowie Seventeen wciąż żartowali, że odziedziczyła je po tatusiu.
- Ale tato… Ja się boję, pan doktor jest straszny, a jak będzie na mnie krzyczał? - zapytała ze smutną minką.
- Skarbie, nie będzie krzyczał, tatuś będzie obok. Lekarz tylko zbada ci oczka i powie czy dobrze widzisz. - uśmiechnął się ciepło i wziął córeczkę za rękę. Wiedział, że jest bardzo nieśmiała i boi się wizyty kontrolnej u okulisty. Wpadł na pewien pomysł. - Jeśli będziesz grzecznie robiła to o co poprosi pan doktor, tatuś kupi duuuużo lodów dla Ciebie i twoich przyjaciół, dobrze?
Oczywiście przyjaciółmi nazwał dzieci pozostałych członków Seventeen. Wszystkie praktycznie od pierwszych miesięcy wychowywały się i bawiły razem, wszystkie rodziny były ze sobą zaprzyjaźnione. Córeczki Seungcheola i Jeonghana chodziły razem do pierwszej klasy szkoły podstawowej - były najstarszymi dziećmi z wesołej gromadki. Jeonghan starał się nie myśleć o kosztach zakupu lodów dla ponad dwudziestki (wiecznie wygłodniałych, po tatusiach) dzieci.
- Naprawdę? A z bitą śmietaną? - rozpromieniła się od razu, tak mało potrzeba jej było do szczęścia.
- Oczywiście i z polewą czekoladową! - zaśmiał się i przybił małej piątkę.
Po chwili zostali poproszeni do gabinetu lekarskiego. Dziewczynka schowała się za nim i uczepiła jego koszulki, co już miała w zwyczaju. Tata był dla niej aniołkiem, który zawsze chronił przed całym złem świata. Mała pokonała nieśmiałość i grzecznie brała udział w badaniu wzroku. Jeonghan był dumny z córki, a jej wyniki okazały się wręcz podręcznikowe.
- Co z tymi lodami? Minęliśmy sklep.
- Myślałem że zapomniałaś! - roześmiali się i cofnęli do supermarketu.
Pogoda była piękna i słoneczna. Perfekcyjna niedziela, pomyślał Jisoo. Właśnie szedł ze swoją trzyletnią córeczką i pięcioletnim synkiem na poranną mszę.
- Tatusiu, a co dzisiaj będziemy robić po kościółku? - spytał chłopiec.
- Ty masz zajęcia gry na gitarze w chórze, słońce. Później możemy pojechać na jakąś wycieczkę, dobrze? - uśmiechnął się do dzieci. Uwielbiały te niedzielne, rodzinne wypady.
- Tak! Na wycieczkę do lasu i zobaczymy wiewiórki! - podekscytowała się dziewczynka.
- Oczywiście, urządzimy piknik w lesie, kochana. Coś się stało? - spojrzał na chłopca, który wyraźnie się nad czymś głowił.
- Tato, to prawda, że ty też uczyłeś się grać odkąd byłeś mały?
- Mhm. Uczyłem się grać w kościelnym chórze, tam też śpiewałem, jak jeszcze mieszkałem w Stanach.
- Tam gdzie mieszkają babcia i dziadek? W Los Angeles? - dopytywał się synek.
- Dokładnie tam! Babcia i dziadek bardzo się cieszą, kiedy mają okazję przyjechać, bo bardzo was kochają. - pogłaskał oboje dzieci - A czemu tak pytasz? Nie chcesz uczyć się grać na gitarze i śpiewać? Jeśli tak jest, powiedz mi o tym, skarbie.
- Chcę! Chcę być taki jak tata! Będę dawał z siebie wszystko by w przyszłości też być w zespole i tworzyć muzykę. - uśmiechnął się z zapałem. Jisoo był rozczulony i dumny z synka. Widział w nim ogromny potencjał już od początku.
- Jasne, kochanie, możesz być kimkolwiek sobie wyobrazisz!
- Mogę nawet być astronautką i polecieć w kosmos? - spytała z przesadzoną, dziecięcą powagą.
- Niee… Wtedy tatuś, mamusia i wujkowie z Seventeen będą się za bardzo o Ciebie bali, księżniczko.
- No już, już… No spokojnie, malutki… Nie płaczemy, mama zaraz przyjdzie… - Jun kołysał rocznego chłopca na rękach, przechodząc z nogi na nogę, próbując uspokoić go na wszelkie sposoby. - Znalazłeś coś? - krzyknął, by pięcioletni synek w drugim pokoju mógł go usłyszeć. Miał za zadanie znaleźć coś co uspokoi braciszka tęskniącego za mamą. Chłopiec wrócił ze smutną minką.
- Nic nie znalazłem… Może włączymy suszarkę albo odkurzacz? Czasami to może pomóc… - powiedział inteligentnie chłopiec. Tata był zdziwiony, że jego synek wie o takich rzeczach, ale bardzo możliwe, że usłyszał coś w przedszkolu.
- Niee, on nie jest jak wszystkie dzieci, to na niego nie działa… - zaśmiał się nerwowo.
- Może mu zaśpiewasz? Lubi kołysanki, a ty jesteś piosenkarzem, tato!
- Hmm.. No tak, coś w tym jest… - Jun podrapał się po głowie, wciąż niezbyt pewny swojego wokalu. - Dobrze, zaśpiewam! - ułożył płaczącego synka na łóżku i zaczął śpiewać spokojną, delikatną balladę, głaszcząc go po policzku. Obok położył się starszy chłopiec i wsłuchiwał w czarujący głos tatusia. To było zupełnie coś innego, niż słuchanie go na filmikach czy nagraniach! Tata był blisko i bardzo ładnie śpiewał, czego chcieć więcej? Po trzech piosenkach chłopcy już spali. Zauroczony Jun pogłaskał ich po włoskach i przykrył dodatkowym kocykiem. Zdążył tylko zrobić kawę, a do kuchni weszła żona.
- Hej, Kochanie! - ucałowała go w policzek. - co robią chłopcy?
- Śpią! Tatuś postarał się o popołudniową drzemkę! - odpowiedział dumny z siebie, jak nigdy.
- Świetnie! Naprawdę nie spodziewałam się, że ci się to uda. - przytuliła męża.
- Wiedziałem, że to będzie bułka z masłem. A teraz… Może w końcu postaramy się o siostrzyczkę dla nich? - uśmiechnął się i podniósł dwa razy brwi.
- A ty znowu zaczynasz! - pacnęła go w ramię i czule pocałowała.
- Ale obiecałaś, że się zastanowisz! - mówił Hoshi błagalnym tonem.
- Nie, nie, kochany, na pewno nie chcę zastanawiać się nad gromadką dzieci równą drużynie piłki nożnej! Chcesz zrobić z naszych dzieci kolejne Seventeen? - zaśmiała się. Ciągle żartobliwie się przekomarzali, jeżeli chodziło o ilość dzieci. Soonyoung je kochał i chciał mieć ich jak najwięcej, ale jego żona nie mogła się na to zgodzić. Już mieli cudownych czteroletnich chłopców, trojaczki i starszą o rok córeczkę. Na razie taki mały chaos w domu zupełnie jej wystarczał. Zwłaszcza, że wujek Hoshi często opiekował się dziećmi przyjaciół z zespołu, więc standardowo, gdy wracała do domu, spotykała całe pobliskie przedszkole.
- Wiesz jaka nasza malutka jest piękna, prawda? Ma urodę po Tobie i nie mogę przestać jej podziwiać, jest taka śliczna… - Uśmiechnął się z rozczuleniem i ujął obie dłonie kobiety swojego życia - Jesteś dla mnie taka cenna, dlatego chcę mieć jeszcze jakieś maleństwo!
Kobieta z uśmiechem pokręciła głową. Nie dowierzała jak bardzo mu na tym zależało. Już miała coś odpowiedzieć, ale do kuchni wbiegła trójka ślicznych, niemal identycznych chłopców, z charakterystycznymi oczkami po tatusiu.
- Tato! On zabrał mojego króliczka i powiedział że to jego!
- Nieprawda! To był mój króliś! Pomylił się i krzyczy na mnie!
- Oni ciągle się kłócą!
Krzyczeli jeden przez drugiego. Hoshi uniósł ręce, by ich uspokoić:
- Cichutko! Co tu się dzieje, czemu tak brzydko krzyczycie? Trzeba spokojnie wytłumaczyć, dobrze? - uśmiechnął się i ukucnął przy synkach. - Przecież wujek Minghao kupił trzy takie króliczki, dla każdego z was. Zaraz poszukamy, więc bez paniki, dobrze? - podniósł się i puścił oczko do żony, która po raz kolejny pomyślała jakiego ma cudownego, opiekuńczego i niezastąpionego człowieka przy sobie. Pluszowe króliczki się odnalazły, co zapobiegło na pewno wielkiemu skandalowi rodzinnemu i zapewne tragedii na skalę światową.
- Moje malutkie biedactwo… - Wonwoo położył dłoń na rozpalonym czółku pięcioletniego chłopca. Mały bardzo się rozchorował i tatuś dziś zamiast na trening, postanowił zostać z nim. Seventeen przygotowuje się teraz do ósmego pełnego albumu, ale parę treningów to jeszcze nic wielkiego. Wiedział, że Mingyu pomoże mu nadrobić zaległości, więc nie martwił się tym. Ciągle troszczył się o przeziębionego synka. Sięgnął po malinowy syrop. - Powiedz aaaa, słonko.
Osłabiony chłopiec otworzył buzię i grzecznie przyjął całą miarkę leku. Lekko się skrzywił i z powrotem położył. Wonwoo przykładał mu zimne okłady do policzków i czoła, chcąc zmniejszyć temperaturę ciała dziecka. Serce mu pękało, gdy widział, zazwyczaj żywego i wesołego chłopczyka w takim stanie.
- Czujesz się troszkę lepiej? - zapytał z troską.
- Troszkę, ale... Boli mnie główka i gardło…
- Spokojnie, niedługo przejdzie i pójdziesz bawić się z przyjaciółmi. Zjedz trochę rosołku, który mama zrobiła. - uśmiechnął się i nakarmił synka powolutku ciepłą zupą. Mały nie zjadł za dużo, ale to było do przewidzenia. Ku zdziwieniu wszystkich, maluch był niejadkiem, czyli absolutnym przeciwieństwem taty. - Chcesz by tatuś opowiedział ci bajeczkę?
- Jasne! - słabo się uśmiechnął, rozpalony.
- A o czym, kochanie?
- O samochodach!
- Hmm... No dobrze. - Wonwoo zaśmiał się i opowiedział historię z animacji "Auta". Kiedyś często to oglądali, bo jest to ulubiony film animowany Hoshiego.
Chłopcu bardzo podobała się historyjka i poczuł się senny. Zdążył tylko poprosić tatę by został z nim na noc. Gdy żona Wonwoo wróciła i zobaczyła ich - śpiących razem w malutkim łóżeczku, uśmiechnęła się do siebie. Przykryła swoich mężczyzn, ucałowała ich w czoła i zgasiła światła, rozczulona ukochaną rodzinką, czyli najważniejszymi osobami, które są słońcem w szarej codzienności.
- Tatoooo! Gdzie mama? - niziutka, przeurocza pięciolatka stanęła przed Jihoonem. Uśmiechnął się do córeczki, uświadamiając sobie jaką jest cudowną istotką, pomimo tego, że ekstremalnie niski wzrost odziedziczyła po tacie, a zespół nie powstrzymywał się by w żartach dawać mu to do zrozumienia.
- Mama… Poszła kupić coś dobrego! - wziął dziewczynkę na ręce i zabrał do jej pokoju. - Może się w coś pobawimy?
Z początku mała była zawiedziona nieobecnością mamy, ale szybko się rozpogodziła, widząc, że tatuś, mimo ciągłej pracy, wciąż ma dla niej czas. Dziewczynka naciskała na konkretne zabawy, więc Jihoon jako dobry tata nie mógł się jej przeciwstawić. Najpierw bawili się w księżniczki, potem magiczne wróżki, a na końcu zrobili konkurs na aegyo. Tata zmęczony położył się na łóżeczko córeczki i zaczął ją łaskotać. Mała bawiła się świetnie i wręcz śmiała do łez, co było najlepszą oznaką jak uwielbia spędzać z nim czas.
- Jak dzisiaj było w przedszkolu? - spytał, gdy dziewczynka się uspokoiła.
- Było fajnie, dużo bawiłam się moją ulubioną Barbie!
- Świetnie! Wujek Seungkwan cię odebrał?
- Taak, i oddał mi mojego ukochanego misia! - zaklaskała, a po chwili zakryła rączką usta, jakby zdradziła największy sekret.
- Oddał? Po co mu był twój miś?
- Nie wiem, pożyczył go ode mnie wczoraj. - wzruszyła ramionami, ukrywając prawdę.
Jihoon szybko chwycił misia i przyjrzał mu się. To było to, czego się domyślał, zamiast jednego z oczu maskotki zobaczył obiektyw małej kamerki. Nie przestraszył się, wiedział czyja to robota… Natychmiast wykręcił numer do przyjaciela.- BOO SEUNGKWAN, KWON SOONYOUNG, LEE SEOKMIN! - krzyknął zirytowany, wszyscy znali jego ostry charakter - Zginiecie! - po drugiej stronie słuchawki usłyszał śmiech reszty zespołu.
- Wy… - chciał dokończyć, ale wszyscy zaczęli śpiewać "Sto lat". Całe życie z tymi wariatami, a im nigdy nie kończą się pomysły, pomyślał Jihoon.
- Wszystkiego najlepszego tatusiu! - malutka ucałowała go w policzek i mocno przytuliła. Okazało się, że działała w zmowie z Seungkwanem, a wujek oczywiście przekupił ją słodyczami, ale w tym momencie cała irytacja z niego uleciała i pozostało tylko rozbawienie i uczucie ciepła w sercu. Nie potrafił być zły na tą cudowną istotkę i swój szalony, wiecznie dziecinny zespół.
- Zakochałeś się w naszym Skarbie?
- Oczywiście! Przecież ona to cała ty! Przypomina Ciebie w każdym szczególe. Zresztą, chłopcy też są do ciebie bardzo podobni. - spojrzał na trzyletniego chłopca i jego starszego o rok brata, budujących wysoki zamek z klocków.
- Nie podoba ci się to? - zdziwiła się.
- Jasne że podoba! Jesteś śliczna i czarująca! - z prześlicznym uśmiechem cmoknął ją w policzek. - Ale… Oni nie mają dosłownie żadnych cech po mnie…
- Ciesz się! - wypaliła i zaśmiała się. Oboje mieli dystans do siebie praktycznie odkąd się poznali. Seokmin udał oburzonego.
- Oż ty! No nie! Zobaczysz, następne dziecko będzie w stu procentach mną! - wypiął dumnie pierś.
- Jezu, nie może do tego dojść! Z dwoma takimi bym już nie wytrzymała… Tragedia z tobą! - przewróciła oczami i poprawiła jego grzywkę z uśmiechem. - Kocham cię, głuptasie! - ucałowała go mocno w usta. Nagle obaj chłopcy spojrzeli na nich.
- Fuuuuj! Mama i tata się całują, blee! - krzyknęli niemalże identycznie.
Rodzice tylko głośno się zaśmiali.
- Pamiętam jak ja brzydziłem się buziaków… - przyznał Seokmin. - A wy tak nas nie obserwujcie, bo zaraz przyjdzie wieeeelki potwór i rozwali ten śliczny zamek z klocków! - wstał i podszedł do budowli, żartując, że chce ją zniszczyć. Chłopcy śmiali się i robili wszystko by bronić swojego dzieła.
- Mamo, a gdzie chodzisz do fryzjera? - czteroletnia dziewczynka przyglądała się kobiecie, która dopiero wróciła z wizyty. Miała nałożony piękny kolor i ładnie przycięte włosy, więc córeczka była zauroczona.
- Niedaleko naszego domu, kiedyś ci pokażę. A skąd to pytanie, kochanie?
- Bo… Ja też bym chciała iść do takiego profesjonalnego fryzjera…
- Słucham?! - Mingyu nagle znikąd pojawił się w kuchni i chwytając się za serce, z udanym dramatyzmem zapytał - Ale… Jak to? Do tej pory tatuś był twoim jedynym fryzjerem i bardzo ci się podobało… - był zazdrosny. Jak ktokolwiek inny mógł czesać jego księżniczkę, przecież to jego zadanie!
- Em… Ale ja tylko chciałam spróbować… Tata nie wie jakie fryzury są teraz modne w przedszkolu…
To wypowiedź niemalże złamała mu serce, przecież od tylu lat był prywatnym fryzjerem Seventeen, potem ich dzieci, a tu takie coś…
- Ale kochanie, powiedz mi o nich, a zrobię ci najpiękniejszą, jakiej jeszcze nie miała żadna z dziewczynek!
- Dobrze!
Malutka poprosiła by zrobił jej dobieranego warkocza. To nic, pomyślał, ćwiczyło się na kiedyś na włosach Jeonghana Hyunga. Zaśmiał się, przypominając sobie pierwsze miesiące po debiucie. Zdziwił się, że te wszystkie wspomnienia w jego głowie są jeszcze takie jasne i bardzo mu bliskie. Gdy skończył, córeczka od razu zakochała się w efekcie!
- Jest super! Niedługo będzie pidżama party, gdzie spotkają się wszystkie córeczki wujków Seventeen, wtedy też zrobisz nam takie fajne fryzury, tato? - zamrugała proszącymi oczkami.
- Oczywiście, Skarbie! - pokiwał głową z uśmiechem.
- Jeju! Mam najlepszego tatę na świecie i nigdy nie zmienię fryzjera! - uściskała go mocno, a on, wręcz wzruszony ją objął.
- Pamiętaj, by go nakarmić za jakieś pół godziny. Pilnuj, by się nie uderzył i nie brał niczego do buzi, dobrze? - mówiła kobieta przez telefon. Minghao tylko pokiwał głową. Bardzo rzadko zostawał sam z siedmiomiesięcznym synkiem i ilekroć to miało miejsce, żona bardzo się martwiła, o ich obu, by nie zrobili sobie krzywdy…
- Zajmę się nim najlepiej jak potrafię! Kochamy cię, papa! - rozłączył się, doskonale wiedząc co ma robić.
Odwrócił się, sprawdzając gdzie malec zawędrował. Ostatnio buszował na czworaka po całym domu, wszędzie było go pełno. Zanim się urodził, Minghao nawet nie wiedział, że takie maleństwo może być tak żywe i wymagać tyle uwagi, ale ten mały chłopczyk już był najlepszym co go w życiu spotkało. Przez prawie dwadzieścia minut chodził za malutkim wszędzie gdzie dało się wepchnąć małą główkę i sprawdzał, czy nie znajduje się tam nic niebezpiecznego. Gdy chłopiec zmęczył się, wziął go na ręce i zaczął podnosić wysoko nad swoją głową, bawiąc się w samolot. Maluszek śmiał się, a Minghao nie przestawał, widząc radość niemowlaka. Takie momenty były bardzo proste i codzienne, ale wręcz wzruszające. Położył synka w łóżeczku i postanowił wziąć się za przygotowanie mleka. Stanął w kuchni i zamyślił się.
- Naprawdę? Serio tego nie wiesz? - zaśmiał się do słuchawki, a po chwili spoważniał. - Dobrze, już dobrze, wszystko ci wytłumaczę. Wlej do butelki ciepłą wodę, ale ciepłą, a nie gorącą! Musisz sprawdzić temperaturę łokciem.
Po dłuższej chwili tłumaczenia, malutki został nakarmiony i chyba mu smakowało, bo zasnął niemalże od razu, bez płaczu. Żona Minghao po cichutku weszła do mieszkania. Przestraszona ciszą zaczęła rozglądać się po pomieszczeniach. Gdy zobaczyła synka i męża, wykończonych, śpiących razem na kanapie, nie mogła powstrzymać śmiechu i zamknęła drzwi, by nic im nie przeszkadzało.
Seungkwan zamknął oczy i wstrzymał oddech. Kiedy z trudem wczołgał się pod łóżko, wspaniałomyślnie stwierdził, że jest to najlepsza kryjówka i nie ma opcji, by dziewczynki go znalazły. Widział stąd tylko nóżki dwu- i czterolatki, które powoli obchodziły łóżko. Zrobiło się gorąco. Po kilku sekundach, obie położyły się na dywanie i krzyknęły, niemalże równocześnie:
- Mamy cię tato! Wychodź!
- Jak to możliwe?! No nie! - rozbawiony przewrócił oczami i z trudem wydostał z kryjówki. - Aish, moje spodnie… - strzepał kurz, który się na nich zebrał. - Uważam, że oszukiwałyście i to nie jest fair. - oburzył się.
- O nie, nie, nie! Tak nie będziemy się bawić. - uśmiechnął się i spojrzał na kobietę, która weszła do pokoju. - One oszukiwały i od razu mnie znalazły! - poskarżył się, poruszony.
- Ojeju, biedny Seungkwanie! Oszukany i wrobiony przez swoje dwie malutkie córeczki! - zaśmiała się, poprawiając jego włosy.
- To nie w porządku, jestem mistrzem tej zabawy. Teraz was dopadnę! - dziewczynki pisnęły i zaczęły uciekać po mieszkaniu, a tatuś pobiegł za nimi. Jego żona słyszała tylko jak dopadł je w drugim pokoju i zaatakował łaskotkami. Znów w domu było głośno. Po dłuższej chwili wrócił, zmęczony i potargany. - Jezu! Co one zrobiły z moimi włosami! Już nie wyglądam tak pięknie, prawda?!
Kobieta zaśmiała się i zaczęła delikatnie poprawiać jego brązowe włosy. Wiedziała, że już nigdy się nie zmieni, a zespół nie przestanie nazywać go Divą Boo. Jednak był dla niej całym światem.
- Skarbie, dla mnie zawsze wyglądasz najpiękniej! - ucałowała go w usta i pogładziła kciukami po policzkach.
- Dziękuję, kochanie. Pasujemy do siebie, wiesz?
- Taak, pasujemy już od kilku lat. A dlaczego? - dopytywała ciekawa odpowiedzi.
- Bo ty jesteś najpiękniejszą istotą na świecie! - cmoknął ją w nosek, czoło i policzek. Zalała ją fala przyjemnego ciepła. Uśmiechnął się, nieśmiało i czarująco - uśmiechem, w którym się zakochała.
- Daddy, daddy! Let's go to the park! I want to play at the playground! - trzylatek wręcz podskakiwał, podekscytowany. Tatuś, prowadząc go za rączkę tylko się zaśmiał. Był bardzo dumny z synka, z jego pięknej angielszczyzny. Cieszył się, że razem z żoną, stuprocentową Amerykanką już od pierwszych miesięcy mówili do dziecka w obu językach, dzięki czemu maluch nie miał problemów z powiązaniem między koreańskim a angielskim.
- No problem, my cutie boy. - pogłaskał dziecko po włoskach, zauroczony i od razu skierowali się na plac zabaw. Chłopiec ubrudził się lodem, więc tata sięgnął po chusteczkę i wytarł jego uśmiechniętą buźkę.
- I thinking, that there are… - zaczął malec, a Hansol mu przerwał.
- Skarbie, I am thinking. - poprawił go łagodnie.
- Ojj, tato, to trudne… - westchnął głęboko i pokręcił głową. - Ale nie musisz mnie poprawiać, because I am the best quality!
Hansol aż się zatrzymał i ledwo powstrzymując śmiech, przyjrzał się chłopcu.
- The best quality? Ojj, za dużo czasu z wujkiem Seungkwanem… Trochę go ograniczymy. - pokiwał głową i roześmiał się, przypominając sobie dialog ze starszym przyjacielem. Boo niezaprzeczalnie był mistrzem Kongrisha. Nagle się przestraszył. - A policz od szesnastu do dwudziestu po angielsku.
- Sixteen, Seventeen, Eighteen, Nineteen, Twoteen? - powiedział niewinnie chłopiec, a jego tata aż uderzył się otwartą dłoniom w czoło.
- Boże, muszę rozkazać Seventeen by nie używali angielskiego przy dzieciach… - powiedział bardziej do siebie i poprawił synka. - Twenty. Dwadzieścia to Twenty. Wujek DK też już o tym wie.
- Ahh.. Okey. - uśmiechnął się uroczo i pokiwał główką. - Daddy, thank you for teaching me everything. I love you.
- I love you, too, my sweetie. - odpowiedział Hansol, wzruszony i najszczęśliwszy na świecie. Nie było dla niego nic bardziej poruszającego, niż wypowiedziane z ust chłopca, nieśmiałe i niewyraźne "I love you".
- Kochanie, a co myślisz, o takim? - Dino wskazał już trzecie z kolei drewniane łóżeczko dla niemowląt. Kobieta dłuższą chwilę przyglądała się wystawie.
Za kilka dni miała urodzić się ich pierwsza córeczka, oboje czuli się podekscytowani, ale i przestraszeni. Dzięki Seventeen bliskie kontakty z dziećmi mieli codziennie i umieli się nimi opiekować, ale wychowanie własnego dziecka to coś innego niż chwilowe zajmowanie się synkiem czy córeczką Hyunga.
Na dziale z ubrankami niemowlęcymi spędzili najwięcej czasu. Było tam przecież tyle pięknych rzeczy, obok których nie mogli przejść obojętnie. Wieczorem, kiedy leżeli razem na kanapie w salonie, Chan pogłaskał żonę po brzuszku.
- Bardzo chciałbym już ją zobaczyć. Będzie taka śliczna, malutka… Chyba kopie! Ale będzie z niej sportowiec! - uśmiechnął się, ze łzami wzruszenia w oczach. To co czuł było nie do opisania.
- Raczej tancerka, jak tatuś i dziadkowie. - zaśmiała się i czule pocałowała męża.
Następnego dnia Chan musiał spędzić kilkanaście godzin w wytwórni. Niestety, by ósmy pełny album był wyjątkowy, musieli włożyć w niego wiele pracy. Po północy, zespół zaczął rozchodzić się do domów. Najmłodszy odebrał telefon od żony.
- Skarbie… - płakała i ciężko oddychała.
- Co się dzieje? Zaczyna się? - zbladł spanikowany. Kobieta tylko się zaśmiała.
- Lee Chan, właśnie zostałeś Tatą! Przywitaj się z naszą księżniczką! - usłyszał w słuchawce cichy płacz dziecka.
Dino rozpłakał się, roześmiał i od razu przekazał nowinę przyjaciołom. Wiedział, że ten krótki telefon zmieni jego życie, na bardziej kolorowe i pełne radości.
ahhh...to jest takie piękne <3 <3 <3 <3 kocham <3
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo! <3
UsuńWaah, przeczytałam w piątek i zapomniałam skomentować, bo zażywałam insulinę. Za dużo cukru :') Ciekawy pomysł napisać tak o każdym z osobna, nie spodziewałam się tego XD
OdpowiedzUsuńOjej, współczuję ;-; Dziękuję <3 Planuję jeszcze napisać coś wspólnego, ale muszę nad tym pomyśleć xD
UsuńZa dużo cukru ze względu na twój ff XD
UsuńNo to bardzo mi miło! Postaram się wciąż cię zasładzać ^w^
Usuń