Miesiąc później nabawiłem się cholernie poważnego urazu pleców, przez który nie mogłem towarzyszyć chłopakom na naszym pierwszym, wielkim koncercie. Ogarniała mnie tak wielka bezradność i wściekłość, że gdyby nie ich ciągłe wsparcie i rozmowy z Jiyeon chyba bym zwariował. Kolejny miesiąc później koncertowaliśmy już całym zespołem. A gdy rozłąka po następnym długim miesiącu dawała mi się silnie we znaki, wydarzyło się coś niemożliwego.
Siedząc w domu i pracując nad kolejnym kawałkiem, mając przy tym niezłe problemy ze skupieniem się, usłyszałem nagle jak dzwoni moja komórka. Tknięty jakimś ponaglającym mnie przeczuciem, zerwałem się z kanapy i pognałem do swojego pokoju, zapewne obserwowany przez zdumionych przyjaciół.
— Ta…tak? — Czemu tak bardzo trząsł mi się głos?
— Czy zechciałby pan pomóc młodej damie w urządzeniu się w jej nowym mieszkaniu? — Głos po drugiej stronie był radosny i ten ktoś przemawiał flirciarskim tonem.
Jak była moja reakcja? Komórka wypadła mi z ręki i z niezłym hukiem rąbnęła w podłogę, a ja z szoku otwierałem coraz szerzej oczy i usta.
Chłopaki usłyszeli mój krzyk wielgachnej euforii.
Obstawiałem, że było go również słychać u VIXXów nad nami i jakichś obcych sąsiadów pod nami, ale kto by się tym przejmował?!
Następnego dnia wraz z Sunggyu pomagaliśmy Eunji i Jiyeon urządzić się w ich wspólnym, przytulnym mieszkanku, parę ulic dalej od naszego wieżowca. Okazało się, że Yeoni musiała zakończyć jeszcze kilka projektów, które zaczęła i pozałatwiać niezbędne formalności. Eunnie tak samo. Razem postanowiły przeprowadzić się do Korei i znaleźć pracę tutaj. Co więcej, nie tylko mogły spotykać się z nami, ale również ze swoimi rodzinami, które po iluś latach mieszkania w Stanach, wróciły do swojego ojczystego państwa.
— Chcesz tę pracę? — zapytał z lekkim, przyjaznym uśmiechem mój szef. — W takim razie musisz zaprojektować stroje do najnowszego comebacku GOT7. Owszem, będzie ich po kilka dla każdego z chłopaków, ale czekam na twój projekt i oczekuję z twojej strony kreatywności, pomysłowości i oryginalności. Ten powrót ma być wyjątkowy, przełomowy i przede wszystkim z wyczuciem stylu i klasą. Podołasz temu wyzwaniu?
Starała się zachować spokój, ale nerwowo aż drgnęła, gdy usłyszała to pytanie i mocno zacisnęła dłonie. Skinęła głową, wciąż wyczekująco wpatrując się w pana Parka.
Patrzyłem na niego, ale nagle moją uwagę przykuło coś, co stało na jego biurku… Była to mini katedra z Ottawy, którą chyba każdemu z wytwórni kupił Jackson na wakacjach kilka miesięcy temu. Aż mi się cieplej na sercu zrobiło.
— Termin oddania projektów wyznaczam na początek sierpnia.
Oboje wybałuszyliśmy na niego oczy.
— Zostały do niego dwa tygodnie. Mam zaprojektować tyle strojów w tak krótkim czasie?
— Czekam na twoje prace pierwszego sierpnia w swoim biurze. — Posłał jej pogodny uśmiech.
— A… ale… — zająknęła się z wrażenia.
— Panie Park, czy nie można by…
— Nie JB, nie można — przerwał mi szybko. — Jeśli ktoś ma to zrobić, to właśnie Jiyeon. — Wskazał na nią, a w jego oczach dostrzegłem ten znajomy, szczególny błysk.
Tylko pokiwałem głową i już nie zamierzałem się z nim wykłócać.
Po paru minutach ukłoniliśmy się, pożegnaliśmy i wyszliśmy z jego biura. Szliśmy powoli korytarzem.
— O kurde, o nie… - Stanęła nagle - I co teraz? Dopiero co przyszłam, a już grozi mi utrata nawet nie zaczętej jeszcze pracy. Przecież to niemożliwe. Nie dam rady.
Położyłem ręce na jej ramionach i spojrzałem prosto w oczy.
— Yeoni, nie panikuj. Możesz tego dokonać. Jak mówił pan Park, jak ktoś ma to zrobić, to właśnie ty. Nie mylił się. Jesteś w tym genialna i mało kto ma tak wysmakowane wyczucie stylu. Kreatywność to twoje drugie imię. Dasz radę. — Uśmiechnąłem się krzepiąco.
— Myślisz? — Przygryzła wargę z wciąż niepewną miną.
— Ja to wiem. — Przyciągnąłem ją do siebie i mocno ucałowałem w usta, by choć na chwilę zapomniała o targających nią nerwach.
I żeby nie było. Szefo o nas wiedział. Zastrzegał nas tylko, byśmy byli bardzo ostrożni. Co najważniejsze widział w niej to coś, co potrafił dostrzec w innych swoich artystach. To było teraz dla mnie najważniejsze.
Okres promowania się z ‘’Hard Carry’’ nadszedł, a ubrania, jakie nosiliśmy wyszły spod ręki najlepszej projektantki w JYP. Od Jiyeon oczywiście. Teraz pracowała dla naszej wytwórni na pełny etat, a pan Park bardzo wyraźnie okazywał swoją dumę i przede wszystkim fakt, że się nie mylił co do Yeoni.
Po pierwszym występie z nowym kawałkiem, czekała na nas za kulisami. Cała rozemocjonowana i przeszczęśliwa. Podskakiwała, głośno nam klaskając.
— Byliście niesamowici! Świetni!
— A dziękuję, dziękuję — odparł nieskromnie BamBam przeczesując dłonią włosy.
Roześmiana każdego z nas przytuliła, a mi dała mocnego buziaka w usta.
— Co on ma, czego ja nie mam? — Usłyszałem urażony głos Bamiego. — Też tak chcę.
— Nosisz wyższe obcasy niż Yeoni — odpowiedział mu Mark.
— Wcale nie!
Gdy ci się ze sobą przekomarzali, Jiyeon patrzyła na Jacksona co chwilę przekrzywiając głowę na bok.
— Cholera, Jackson, coś mi chyba jednak nie wyszło. — Pokręciła głową. — Szał twórczy mnie poniósł i skończyłeś z jednym rękawem.
— No właśnie coś mnie tak ściągało na jedną stronę.
— Wiesz, tak sobie was oglądam, oglądam i myślę sobie ‘’to chyba jest niewygodne… A może… Kurde, raczej nie. A może jednak?’’ Kłótnia ze samą sobą zakończyła się w końcu wielkim ‘’nie’’ dla tej kurtki. Wybacz, że padło na ciebie. — Pogłaskała go po gołym ramieniu, śmiejąc się razem z nami.
— Kochana, nie przejmuj się. Dam radę. — Uśmiechnął się szeroko pokazując kciuk w górę.
Za niecałą godzinę mieliśmy wracać do domu, ale kiedy byłem w garderobie i oglądałem występ innej grupy przy akompaniamencie ciągłych śmiechów chłopaków i Jiyeon, poczułem nagle jak ktoś usiadł obok mnie. Odwróciłem głowę i zobaczyłem ciepłe spojrzenie Raphaela.
— Raph? A co ty tu robisz? — Zdumiałem się.
— Zastanawiałeś się kiedyś, dlaczego wakacje spędziliście w tamtym hotelu?
— Żeby uwolnić dusze dziewczyn i McCayów, tak? Specjalnie po to nas tam zesłałeś.
— Owszem, w dużej mierze właśnie z tej przyczyny, ale nie tylko. — Posłał mi tajemniczy uśmiech.
— A po co jeszcze? — Przyjrzałem mu się zdziwiony.
— Wierzysz w przeznaczenie, Jaebum?
— Przeznaczenie? — powtórzyłem to słowo powoli, intensywnie nad nim rozmyślając.
— Jeśli tak, to wspaniale. — Popatrzył na ekran. — Byliście fantastyczni, wiesz?
Tak mnie tym zaskoczył, że aż wyrwał mnie z głębokiej kontemplacji nad tym całym przeznaczeniem.
— Dziękuję, Raph. Infinity też dadzą czadu, zobaczysz. — Szturchnąłem go.
— Wiem, na pewno ich nie przegapię. — Odwzajemnił mój uśmiech.
— Zawsze jesteś przy nas, prawda? — zapytałem nagle.
— A od czego jest anioł stróż, Jae? — odpowiedział łagodnie.
— Byłeś tamtej nocy w piwnicy. Wtedy, kiedy cudem obroniłem siebie i Marka przed demonem. To ty nie pozwalałeś mi zemdleć, dopóki wszyscy nie byliśmy bezpieczni. Byłeś też na cmentarzu. Powiedziałeś, byśmy walczyli razem. Mam rację, prawda? — Wyczekująco się w niego wpatrywałem, a ten z ciepłym uśmiechem skinął tylko głową.
— Taka jest rola anioła stróża. Byłem z wami odkąd przyszliście na ten świat i będę z wami do samego końca, tego możesz być pewny.
— To dobrze, ale przed tym nieznośnym urazem pleców, to mogłeś mnie uratować.
Zaśmiał się na mój pełen wyrzutu ton głosu.
— Wiem, że przeszedłeś ciężkie chwile, ale dzięki temu trudnemu okresowi, zobaczyłeś, jak wartościowy jesteś dla zespołu i jak silna więź łączy was wszystkich.
— W sumie fakt… — przytaknąłem, wspominając tamten czas.
— Powodzenia w promocji. Zasłużyliście na nagrodę. — Puścił mi oczko i wstał.
— Dziękuję Raph. — Wstałem i objąłem go, a on pogłaskał mnie po głowie niemal ojcowskim gestem. — Dziękuję za wszystko.
Nie odpowiedział. Jedynie obdarował przesympatycznym uśmiechem i zniknął.
Gdy jakiś czas później jechaliśmy już vanem do domu, objąłem mocniej przysypiającą Jiyeon i zwróciłem się do Jacksona.
— Wierzysz w przeznaczenie, stary?
— W przeznaczenie? — Zastanowił się chwilę nad tym mrużąc jednocześnie oczy i w końcu pokiwał głową. — Po tym, co przeżyłem, wierzę we wszystko.
— Ja również. — Spojrzałem na Yeoni i z zamkniętymi oczami oparłem głowę o jej czubek głowy i nawet nie zauważyłem, kiedy odpłynąłem opatulany ciepłem nadchodzących miłych snów.
Siedząc w domu i pracując nad kolejnym kawałkiem, mając przy tym niezłe problemy ze skupieniem się, usłyszałem nagle jak dzwoni moja komórka. Tknięty jakimś ponaglającym mnie przeczuciem, zerwałem się z kanapy i pognałem do swojego pokoju, zapewne obserwowany przez zdumionych przyjaciół.
— Ta…tak? — Czemu tak bardzo trząsł mi się głos?
— Czy zechciałby pan pomóc młodej damie w urządzeniu się w jej nowym mieszkaniu? — Głos po drugiej stronie był radosny i ten ktoś przemawiał flirciarskim tonem.
Jak była moja reakcja? Komórka wypadła mi z ręki i z niezłym hukiem rąbnęła w podłogę, a ja z szoku otwierałem coraz szerzej oczy i usta.
Chłopaki usłyszeli mój krzyk wielgachnej euforii.
Obstawiałem, że było go również słychać u VIXXów nad nami i jakichś obcych sąsiadów pod nami, ale kto by się tym przejmował?!
Następnego dnia wraz z Sunggyu pomagaliśmy Eunji i Jiyeon urządzić się w ich wspólnym, przytulnym mieszkanku, parę ulic dalej od naszego wieżowca. Okazało się, że Yeoni musiała zakończyć jeszcze kilka projektów, które zaczęła i pozałatwiać niezbędne formalności. Eunnie tak samo. Razem postanowiły przeprowadzić się do Korei i znaleźć pracę tutaj. Co więcej, nie tylko mogły spotykać się z nami, ale również ze swoimi rodzinami, które po iluś latach mieszkania w Stanach, wróciły do swojego ojczystego państwa.
Dwa tygodnie później.
— Chcesz tę pracę? — zapytał z lekkim, przyjaznym uśmiechem mój szef. — W takim razie musisz zaprojektować stroje do najnowszego comebacku GOT7. Owszem, będzie ich po kilka dla każdego z chłopaków, ale czekam na twój projekt i oczekuję z twojej strony kreatywności, pomysłowości i oryginalności. Ten powrót ma być wyjątkowy, przełomowy i przede wszystkim z wyczuciem stylu i klasą. Podołasz temu wyzwaniu?
Starała się zachować spokój, ale nerwowo aż drgnęła, gdy usłyszała to pytanie i mocno zacisnęła dłonie. Skinęła głową, wciąż wyczekująco wpatrując się w pana Parka.
Patrzyłem na niego, ale nagle moją uwagę przykuło coś, co stało na jego biurku… Była to mini katedra z Ottawy, którą chyba każdemu z wytwórni kupił Jackson na wakacjach kilka miesięcy temu. Aż mi się cieplej na sercu zrobiło.
— Termin oddania projektów wyznaczam na początek sierpnia.
Oboje wybałuszyliśmy na niego oczy.
— Zostały do niego dwa tygodnie. Mam zaprojektować tyle strojów w tak krótkim czasie?
— Czekam na twoje prace pierwszego sierpnia w swoim biurze. — Posłał jej pogodny uśmiech.
— A… ale… — zająknęła się z wrażenia.
— Panie Park, czy nie można by…
— Nie JB, nie można — przerwał mi szybko. — Jeśli ktoś ma to zrobić, to właśnie Jiyeon. — Wskazał na nią, a w jego oczach dostrzegłem ten znajomy, szczególny błysk.
Tylko pokiwałem głową i już nie zamierzałem się z nim wykłócać.
Po paru minutach ukłoniliśmy się, pożegnaliśmy i wyszliśmy z jego biura. Szliśmy powoli korytarzem.
— O kurde, o nie… - Stanęła nagle - I co teraz? Dopiero co przyszłam, a już grozi mi utrata nawet nie zaczętej jeszcze pracy. Przecież to niemożliwe. Nie dam rady.
Położyłem ręce na jej ramionach i spojrzałem prosto w oczy.
— Yeoni, nie panikuj. Możesz tego dokonać. Jak mówił pan Park, jak ktoś ma to zrobić, to właśnie ty. Nie mylił się. Jesteś w tym genialna i mało kto ma tak wysmakowane wyczucie stylu. Kreatywność to twoje drugie imię. Dasz radę. — Uśmiechnąłem się krzepiąco.
— Myślisz? — Przygryzła wargę z wciąż niepewną miną.
— Ja to wiem. — Przyciągnąłem ją do siebie i mocno ucałowałem w usta, by choć na chwilę zapomniała o targających nią nerwach.
I żeby nie było. Szefo o nas wiedział. Zastrzegał nas tylko, byśmy byli bardzo ostrożni. Co najważniejsze widział w niej to coś, co potrafił dostrzec w innych swoich artystach. To było teraz dla mnie najważniejsze.
Okres promowania się z ‘’Hard Carry’’ nadszedł, a ubrania, jakie nosiliśmy wyszły spod ręki najlepszej projektantki w JYP. Od Jiyeon oczywiście. Teraz pracowała dla naszej wytwórni na pełny etat, a pan Park bardzo wyraźnie okazywał swoją dumę i przede wszystkim fakt, że się nie mylił co do Yeoni.
Po pierwszym występie z nowym kawałkiem, czekała na nas za kulisami. Cała rozemocjonowana i przeszczęśliwa. Podskakiwała, głośno nam klaskając.
— Byliście niesamowici! Świetni!
— A dziękuję, dziękuję — odparł nieskromnie BamBam przeczesując dłonią włosy.
Roześmiana każdego z nas przytuliła, a mi dała mocnego buziaka w usta.
— Co on ma, czego ja nie mam? — Usłyszałem urażony głos Bamiego. — Też tak chcę.
— Nosisz wyższe obcasy niż Yeoni — odpowiedział mu Mark.
— Wcale nie!
Gdy ci się ze sobą przekomarzali, Jiyeon patrzyła na Jacksona co chwilę przekrzywiając głowę na bok.
— Cholera, Jackson, coś mi chyba jednak nie wyszło. — Pokręciła głową. — Szał twórczy mnie poniósł i skończyłeś z jednym rękawem.
— No właśnie coś mnie tak ściągało na jedną stronę.
— Wiesz, tak sobie was oglądam, oglądam i myślę sobie ‘’to chyba jest niewygodne… A może… Kurde, raczej nie. A może jednak?’’ Kłótnia ze samą sobą zakończyła się w końcu wielkim ‘’nie’’ dla tej kurtki. Wybacz, że padło na ciebie. — Pogłaskała go po gołym ramieniu, śmiejąc się razem z nami.
— Kochana, nie przejmuj się. Dam radę. — Uśmiechnął się szeroko pokazując kciuk w górę.
Za niecałą godzinę mieliśmy wracać do domu, ale kiedy byłem w garderobie i oglądałem występ innej grupy przy akompaniamencie ciągłych śmiechów chłopaków i Jiyeon, poczułem nagle jak ktoś usiadł obok mnie. Odwróciłem głowę i zobaczyłem ciepłe spojrzenie Raphaela.
— Raph? A co ty tu robisz? — Zdumiałem się.
— Zastanawiałeś się kiedyś, dlaczego wakacje spędziliście w tamtym hotelu?
— Żeby uwolnić dusze dziewczyn i McCayów, tak? Specjalnie po to nas tam zesłałeś.
— Owszem, w dużej mierze właśnie z tej przyczyny, ale nie tylko. — Posłał mi tajemniczy uśmiech.
— A po co jeszcze? — Przyjrzałem mu się zdziwiony.
— Wierzysz w przeznaczenie, Jaebum?
— Przeznaczenie? — powtórzyłem to słowo powoli, intensywnie nad nim rozmyślając.
— Jeśli tak, to wspaniale. — Popatrzył na ekran. — Byliście fantastyczni, wiesz?
Tak mnie tym zaskoczył, że aż wyrwał mnie z głębokiej kontemplacji nad tym całym przeznaczeniem.
— Dziękuję, Raph. Infinity też dadzą czadu, zobaczysz. — Szturchnąłem go.
— Wiem, na pewno ich nie przegapię. — Odwzajemnił mój uśmiech.
— Zawsze jesteś przy nas, prawda? — zapytałem nagle.
— A od czego jest anioł stróż, Jae? — odpowiedział łagodnie.
— Byłeś tamtej nocy w piwnicy. Wtedy, kiedy cudem obroniłem siebie i Marka przed demonem. To ty nie pozwalałeś mi zemdleć, dopóki wszyscy nie byliśmy bezpieczni. Byłeś też na cmentarzu. Powiedziałeś, byśmy walczyli razem. Mam rację, prawda? — Wyczekująco się w niego wpatrywałem, a ten z ciepłym uśmiechem skinął tylko głową.
— Taka jest rola anioła stróża. Byłem z wami odkąd przyszliście na ten świat i będę z wami do samego końca, tego możesz być pewny.
— To dobrze, ale przed tym nieznośnym urazem pleców, to mogłeś mnie uratować.
Zaśmiał się na mój pełen wyrzutu ton głosu.
— Wiem, że przeszedłeś ciężkie chwile, ale dzięki temu trudnemu okresowi, zobaczyłeś, jak wartościowy jesteś dla zespołu i jak silna więź łączy was wszystkich.
— W sumie fakt… — przytaknąłem, wspominając tamten czas.
— Powodzenia w promocji. Zasłużyliście na nagrodę. — Puścił mi oczko i wstał.
— Dziękuję Raph. — Wstałem i objąłem go, a on pogłaskał mnie po głowie niemal ojcowskim gestem. — Dziękuję za wszystko.
Nie odpowiedział. Jedynie obdarował przesympatycznym uśmiechem i zniknął.
Gdy jakiś czas później jechaliśmy już vanem do domu, objąłem mocniej przysypiającą Jiyeon i zwróciłem się do Jacksona.
— Wierzysz w przeznaczenie, stary?
— W przeznaczenie? — Zastanowił się chwilę nad tym mrużąc jednocześnie oczy i w końcu pokiwał głową. — Po tym, co przeżyłem, wierzę we wszystko.
— Ja również. — Spojrzałem na Yeoni i z zamkniętymi oczami oparłem głowę o jej czubek głowy i nawet nie zauważyłem, kiedy odpłynąłem opatulany ciepłem nadchodzących miłych snów.
The End
0 komentarze:
Prześlij komentarz